Będę niegrzeczna

 

 

Krążył kiedyś taki dowcip. Za co kobiety są odpowiedzialne w kościele?  Niby za sprzątanie. Swoją drogą, jak się temu bliżej przyjrzeć, to właściwie, jaka jest rola współczesnych kobiet w równie współczesnym kościele? Kościół ma swoje wewnętrzne życie. Rzeczywiście, ktoś przecież biega z mopem po średniowiecznych posadzkach, rozkłada chryzantemy na stopniach prezbiterium, czy przykrywa wykrochmalonym obrusem ołtarz w nawie bocznej. I możemy przyjąć z dużym prawdopodobieństwem, że stała za tym kobieta, jakaś emerytka lub siostra zakonna.

We wspólnotach parafialnych też jest mnóstwo kobiet. Zaczyna się od scholki, poprzez oazy młodzieżowe, aż do kręgów biblijnych i grup charyzmatycznych. Kobiety zasiadają też w radach parafialnych. I co dalej? Co poza ich obecnością?

W maju, kiedy już wszyscy w Polsce żyliśmy młodymi pielgrzymami z całego świata, uczestnikami Światowych Dni Młodzieży, papież w orędziu na Światowy Dzień Misyjny, mówił o rosnącej roli kobiet w kościele. „Kobiety, osoby świeckie i konsekrowane, a dzisiaj także niemało rodzin, realizują swoje powołanie misyjne w różnych formach: od bezpośredniego głoszenia Ewangelii do służby charytatywnej" - mówił Franciszek i podkreślił, że kobiety i rodziny często w bardziej właściwy sposób rozumieją problemy ludzi.

Papież zauważył, że kobiety "potrafią stawić im czoło w sposób odpowiedni, a czasami całkiem nowy: troszcząc się o życie, zwracając większą uwagę na osoby, niż na struktury oraz angażując wszelkie zasoby ludzkie i duchowe w budowanie harmonii, relacji, pokoju, solidarności, dialogu, współpracy i braterstwa". Dotyczy to, wyjaśnił, zarówno dziedziny relacji międzyludzkich, jak i szerszej - życia społecznego i kulturalnego, a zwłaszcza opieki nad ubogimi. Mniej więcej w tym samym czasie papież powołał  komisję ds. zbadania diakonatu kobiet w kościele. 

A jaką ma twarz kobiece oblicze kościoła w Polsce? 

Może jest to twarz siostry Małgorzaty Chmielewskiej, która przygarnia poobijanych życiowo, może siostry Jolanty Glapki współpracującej na co dzień ze środowiskami narkomanów, może to twarz kilku dziennikarek, publicystek, autorek książek, które w sposób jednoznaczny opowiadają się po stronie wartości chrześcijańskich, jak choćby Agata Puścikowska z Gościa Niedzielnego, czy Brygida Krysiak z TVN, może? Może to twarz kilku aktorek, celebrytek, uczestniczek życia publicznego, ot choćby Małgorzaty Kożuchowskiej, czy Dominiki Figurskiej?  A może trzeba tu wspomnieć o teolożkach, które głośno wypowiadają niezbyt lubiane w kościele słowa „katolicki feminizm”. O np. taka Zuzanna Radzik, która w jednym z wywiadów na łamach  „Więzi” mówiła : Jeśli zapytać polskich księży o powołanie kobiety i kobiecość – jak to zrobiła Anna Szwed[1] – to dominują odpowiedzi wskazujące na macierzyństwo. A ono wiązane jest z opiekuńczością, poświęceniem i oddaniem. Jeden z księży mówił badaczce: „Rodzina to jest jej pole działania. Rola wychowawcy. Rola matki. Tej, która przekazuje życie (…). Kobiety nie napisały ani Iliady, ani Odysei, ani Trylogii czy innych powieści, ale na swoich kolanach wychowały największe talenty świata”. Z tych samych badań wyszło, że do pracy zawodowej kobiet księża mieli stosunek najczęściej ambiwalentny, bo zagraża ona życiu rodzinnemu. Są też przekonani o potrzebie rozdziału męskich i żeńskich sfer aktywności. Widoczna jest pewna nerwowość, jeśli kobiety przejmują role męskie.”

Czy rzeczywiście? Czy kobiety w kościele po prostu są? Czy mają jednak realny wpływ na jego obraz i kształt?

Z jednej strony trochę zaskakujący jest fakt, że w Radzie ds. Rodziny powołanej przy KEP na 10 jej członków, jest tylko jedna kobieta, podobnie w działającej przy KEP Komisji Wychowania Katolickiego, gdzie wśród 19 osób dostrzec można tylko 2 panie. Z drugiej strony, jeśli spojrzymy na przestrzeń konkretnych parafii, to właśnie tu kobiety częstą są liderkami, założycielkami katolickich stowarzyszeń, inicjatorkami wielu dobrych pomysłów, które w zależności od otwartości proboszcza, dziekana, czy biskupa, są z powodzeniem realizowane. 

W czym zatem problem? Przez Polskę przelewa się w tej chwili dyskusja na temat ustawy znoszącej tzw. kompromis aborcyjny. Ta dyskusja w głównej mierze dotyczy kobiet, ale po stronie zwolenników ta dyskusja nie ma twarzy kobiety. Ma twarz mężczyzn: biskupów, księży, polityków, publicystów. Za to chętnie pokazują się przeciwniczki ustawy, choćby w spontanicznej akcji „czarny protest”, która trwa  w popularnym serwisie społecznościowym. 

W tym właśnie jest problem. Grzeczne, dobre, miłe, swoje przeszły. Najpierw w gabinetach ginekologicznych, potem odesłane do domu, by tam „jakoś” poronić. Po kilku dniach wracały do szpitala, w którym na dobry początek ze łzami w oczach, a potem już ze zwykłą, kobiecą walecznością uparcie siadały na krzesełku i mówiły, że nie wyjdą bez aktu zgonu, który jest im potrzebny, nie po to, by pochować płód, ale ich kilkutygodniowe dziecko. Bo taką mają wrażliwość,  takie mają serce. Nie odezwą się teraz. Świat by je pożarł, przeżuł i wypluł. 

I w tej chwili Kościół potrzebuje niegrzecznych kobiet. 

Nie, nie takich, które przyklasną z radością wobec wszystkich biskupich, księżowskich i przede wszystkim prawicowych pomysłów, ale takich, które staną po stronie życia, a jednocześnie będą miały odwagę przyjrzeć się wszystkim szarościom towarzyszącym tym kwestiom. Przyjrzeć się trzeba. Tego wymaga szacunek właśnie wobec życia, bo w tej chwili w Polsce toczy się spór nie o rozwiązania systemowe, ale spór, w którym jedna tragiczna historia goni następną.