Bóg który łączy, a nie dzieli!

Niedziela, XXVII Tydzień Zwykły, rok B, Mk 10,2-16

Wówczas Jezus rzekł do nich: "Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co więc Bóg złączył, tego niech człowiek nie rozdziela". W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: "Kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia względem niej cudzołóstwo. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo". Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: "Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego". I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je.

 

1. Bóg przymuszony…
Czy można sobie wyobrazić Pana Boga, przymuszonego przez człowieka do czegokolwiek? Czy dar wolnej woli, jaki otrzymaliśmy od Pana, a który często wykorzystujemy przeciwko Panu Bogu, nie jest wystarczającym dla nas, abyśmy mieli to poczucie, że możemy być kowalami własnego losu? Okazuje się, że nie! Jezus wyraźnie dzisiaj mówi w Ewangelii o tym, że Bóg dając swoje prawo Mojżeszowi, uwzględnił upór Izraela do jakichś własnych pomysłów na życie. W tym przypadku do tej właściwej wg Żydów wizji małżeństwa czy jego końca. A jak jest z nami? Czy nie ma w nas czegoś z tamtego Izraela, który Pana Boga często „naginał” do swoich potrzeb? Czy nasze serce nie jest do tego stopnia zatwardziałe, że Bóg „musi naginać” swoje pragnienia do naszych, byśmy byli tak dziwnie po ludzku zadowoleni, choć ze szkodą dla duszy? Czy w końcu mój Bóg jest Bogiem Miłości czy przymusu? Bo jeśli przymusu, to znaczy, że sami go takim czynimy!

2. Bóg, który łączy…
Pan nasz nie jest bowiem Bogiem, który stawia siebie na miejscu jakiegoś tyrana względem człowieka i który tego człowieka potrzebuje jedynie do swoich planów! Nasz Pan jest Bogiem miłości, jest samą Miłością! On nie ma względem nas zapędów dyktatorskich i despotycznych, ale całym Sobą pragnie, by człowiek był szczęśliwy, wolny i święty. Dlaczego te pragnienia Boga względem nas tak opatrznie rozumiemy? Dlaczego nie jesteśmy w stanie zrozumieć, że On na wielu płaszczyznach życia łączy nas z różnymi osobami, wydarzeniami i z Sobą tylko po to, byśmy łatwiej i szybciej doszli do nieba?

3. Bóg, który błogosławi…
Odpowiedź na te pytania wydaje mi się drzemie w ostatnim fragmencie Ewangelii, gdzie Jezus wyraźnie mówi o tym, jakimi mamy być, by zrozumieć tę Bożą logikę! Mamy po prostu stać się jak dzieci! Jeśli na tyle „nagniemy” nasz kark, by usiąść Jezusowi na kolanach, odarci z pychy dzisiejszego czasu, to będzie to znak, że jesteśmy gotowi na niebo. I nie przyjdzie nam na pewno do głowy, by to, co Bóg złączył, rozdzielać. Nie chodzi tu już tylko o małżeństwo, ale w ogóle o to wszystko, co na przestrzeni życia Bóg złożył w nasze serce i do czego nas powołał. Każda bowiem zdrada w tym względzie jest jakimś oddzielaniem siebie od Boga i od drugiego człowieka. Niech więc to Słowo dzisiejsze pomoże nam zrobić dobry rachunek sumienia i ukochać jeszcze bardziej tego, który łączy, a nie dzieli!