Dlaczego nie pozwolił?
Wtorek, XXVI Tydzień Zwykły, rok I, Łk 9,51-56
Gdy dopełnił się czas Jego wzięcia [z tego świata], postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy. Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich? Lecz On odwróciwszy się zabronił im. I udali się do innego miasteczka.
	
	       Patrząc na dzisiejszy fragment z Ewangelii, może się wydawać, iż jest on
	takim zwykłym, właściwie nic nie wnoszącym nowego, ważnego. Dlaczego zatem
	Ewangelista zapisał te słowa? Dlaczego Kościół umieścił je jako słowa
	natchnione w tej Księdze? Otóż przyczyna jest bardzo prosta. Ukazany został
	tutaj maleńki wycinek z życia Jezusa i apostołów, bardzo charakterystyczny
	dla naszych ludzkich zachowań. Zatem reakcja Jezusa jest formą podpowiedzi,
	jak w takich sytuacjach należy się zachowywać.
	      Bardzo często na co dzień spotykamy się z nieżyczliwością otoczenia,
	pojedynczych osób. Często przez ten stosunek innych do nas nie możemy
	załatwić ważnej sprawy lub też opóźnia się ona. Ten brak życzliwości,
	zrozumienia, otwartości jest niekiedy bolesny dla nas. Szczególnie, gdy
	dotyczy osób nam bliskich. Codziennie pojawiają się takie sytuacje, gdzie
	mielibyśmy ochotę powiedzieć tak, jak uczniowie Jan i Jakub: Panie, powiemy,
	żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich? Jan i Jakub przynajmniej zapytali
	Jezusa, czy zgodzi się na takie ukaranie niegościnnych Samarytan. My
	natomiast w swych sercach często od razu „miotamy” piorunami, błyskawicami,
	bo ponosi nas złość, żal lub pretensje. Zaczynamy dyskutować. Pouczać.
	Głośno komentujemy. „Roznosimy” swoje pretensje po świecie. Rozprawiamy o
	tym z innymi. Służy to wyładowaniu emocji, podkreśleniu naszej ważności,
	uwydatnieniu poczucia niesprawiedliwości, jaka nas spotkała oraz uzyskaniu
	aprobaty otoczenia dla naszej sprawy, potwierdzeniu, iż to właśnie my mamy
	rację.
	      Zauważmy, że właściwie to nasze zachowanie służy naszej miłości własnej.
	Nie tej sprawie, o którą poszło, ale bezpośrednio nam. Bo to my poczuliśmy
	się dotknięci. To nasze poczucie dumy zostało naruszone. To miłość własna
	została zraniona. To ktoś odważył się naruszyć nasze terytorium i do głosu
	doszła nasza pycha. A jaka jest odpowiedź Jezusa? „Lecz On odwróciwszy się
	zabronił im. I udali się do innego miasteczka.” Jezus nie poucza Samarytan.
	Nie wchodzi w dyskusje z nimi. Nie dyskutuje też z uczniami. Nie popiera ich
	zdenerwowania. On niemalże ucina ich „rozgorączkowanie” tą sprawą
	zabraniając czynić cokolwiek. A potem poszli do innego miasteczka.
	      Dlaczego Jezus tak się zachował? Dlaczego w tym przypadku nie poparł
	swoich apostołów święcie oburzonych potraktowaniem ich prośby? Dlaczego nie
	pouczył Samarytan lub nie zdziałał cudu, który zmusiłby niejako tych ludzi
	do gościnności? Dlaczego ich nie uświadomił, kim jest? Dlaczego? Dlaczego?
	Tych pytań, które są formą pretensji wystarczy. Jezus stał się człowiekiem.
	Żył jako człowiek pośród zwykłych ludzi. Uczynił tak, by swoim postępowaniem
	dać nam przykład, jak żyć. Nie chciał używać swojej boskiej mocy. On pokazał,
	jak zwykły, szary człowiek ma się zachować w różnych życiowych sytuacjach.
Fot. sxc.hu
