Drobne szczegóły miłości

Po dłuższej przerwie spotkałem się ze znajomą ze studiów na kawie. Każdy dzielił się tym, co u niego. Jak tam z pracą, jak z doktoratem, co tam u naszych wspólnych znajomych. Sporo czasu zajęły też rodzinne problemy i trudności – jak każde sobie z nimi radzi, gdzie szuka pomocy i jakie w związku z tym ma plany na przyszłość.

Wieczorem na messengerze podziękowałem za spotkanie i wyraziłem nadzieję, że na następne będzie trzeba czekać krócej niż na poprzednie. Rano otrzymałem deklarację wzajemności i zaskakujące pytanie. Zaskakujące w kontekście naszych życiowych historii. Znajoma zapytała mnie: „A powiedz mi, czy ja mogłabym Ci jakoś pomóc?”.

Dzielą nas setki kilometrów. Każdy ma swoje rodzinne problemy. Nie śmiałbym prosić o pomoc akurat osoby, której – mogłoby się wydawać – też potrzeba wsparcia. Ale na tę jej życzliwość zrobiło mi się bardzo miło. Ten dzień był jakiś lepszy. Niby to tylko słowa, deklaracja, w zasadzie bardzo mała rzecz, ale dla mnie znaczyła bardzo dużo.

***
Leokadia Głogowska to Polka, która przeżyła zamach terrorystyczny na World Trade Center w Nowym Jorku 11 września 2001 roku. Swoją historię opowiedziała w wywiadzie-rzece z Jaromirem Kwiatkowskim – „Drzewo przetrwania. Ucieczka z 82. piętra” (Wydawnictwo Sumus).

W czasie lektury moją uwagę przykuł drobny – mogłoby się wydawać, że nic nie znaczący – szczegół. Kiedy pani Leokadia po ponad godzinie od ataku wyszła już z biurowca, wraz z tłumem ludzi kierowała się w stronę dzielnicy, na której mieszkała. Na jednej z ulic Brooklynu zobaczyła kobietę z małą, może czteroletnią dziewczynką. Trzymała w ręku rolkę ręczników papierowych. Urywała po kawałku i podawała dziecku, a dziewczynka przekazywała je idącym, by mogli choć wytrzeć twarz z kurzu. „To była niby mała rzecz, ale dla mnie miała wielkie znaczenie. Wlała w moje serce nadzieję, bo zobaczyłam, że są jeszcze dobrzy ludzie na świecie” – wspomina Leokadia Głogowska.

***
Pod koniec września na Placu Franciszkańskim przed tzw. Oknem Papieskim w Krakowie ustawiono ławkę, na której umieszczono słowa „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam” w różnych językach. Upamiętnia ona wizytę papieża Franciszka w Krakowie z lipca 2016 roku i wyrażoną wówczas przez niego zachętę do jak najczęstszego używania tych słów.

Ojciec Święty akurat dość często przypomina o konieczności używania „proszę, dziękuję, przepraszam”. Każde z tych słów osobno to zaledwie kilka liter – tak niewiele, a w relacjach międzyludzkich może zmienić wszystko. Proszę sprawdzić. „Właściwe słowa, wypowiedziane w odpowiednim czasie, chronią i pokrzepiają miłość dzień po dniu” – zaznacza Franciszek w posynodalnej adhortacji apostolskiej Amoris laetitia.

Z kolei w swojej najnowszej adhortacji poświęconej powszechnemu powołaniu do świętości papież zwraca uwagę, że „miejscem obecności Zmartwychwstałego, który ją uświęca według planu Ojca” jest „wspólnota, która strzeże drobnych szczegółów miłości, której członkowie troszczą się o siebie nawzajem i stanowią przestrzeń otwartą i ewangelizującą”. „Czasami, dzięki darowi miłości Pana, pośród tych drobnych szczegółów otrzymujemy w darze pocieszające doświadczenie Boga” – czytamy w Gaudete et exsultate.

Zajmując się rzeczami wielkimi, nie zapominajmy o tych małych, pozornie nic nieznaczących. To one tworzą naszą codzienność. „Cieszmy się z małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich zapisany jest” jak śpiewa w swoim hicie Sylwia Grzeszczak.