Fatimskie...

    Owszem, pomodliłem się i pobłąkałem w samotności, psychicznie odpocząłem, poukładałem sobie parę spraw. Wiedziałem, że w kościele, który jest w okolicy, w tygodniu Eucharystia też wygląda jakby pustynnie. Ludzi mało, bez organów, recytowana. Podchodząc do kościoła, już słyszałem, że coś jest “nie tak”. Myślę sobie: trzynasty… fatimskie, będzie ciężko. I nie chodziło nawet o to, że nici z moich planów “pustynnej” Eucharystii. W końcu nie nastrój jest najważniejszy. Wiedziałem natomiast, że będzie ciężko nie stawiać się ponad.

   Nie wiem, czy nabożeństwa fatimskie wszędzie mają podobną specyfikę. W znakomitej większości starsze panie, w liczbie znacznie większej, niż na nabożeństwie majowym czy różańcu. Z właściwą sobie pieczołowitością, część z nich niesie figurę Matki Bożej. Torebki na ramionach wyraźnie im w tym przeszkadzają, ale niczym nie zrażone, nieco chaotycznie prą naprzód. Przed nimi kontrastuje mocno osoba doniośle śpiewającego, jowialnego, starszego pana, który majestatycznie niesie krzyż. 

      Po zapełnieniu ławek, panie ukradkiem się rozglądały, próbując prawdopodobnie ocenić, która z nich jest najlepiej ubrana. Tylko się domyślam. Wszak była to istna rewia mody “60+”. Przed rozpoczęciem Eucharystii nastąpiło jeszcze mało dyskretne upewnienie się u księdza, czy aby na pewno intencje, odczytywane w czasie procesji, będą też składane na ołtarzu. Słychać szmer i widać duże rozemocjonowanie uczestników. Wreszcie zaczęła się Eucharystia. Co chwilę dzwoni jakiś telefon. Jedna z pań postanowiła udawać, że to nie jej. Śpiew psalmu na kilka melodii. Gdy trzeba siadać, część pań stoi. Gdy jeszcze nie czas klękać, pół kościoła klęczy. Gdy z klęczek czas się podnieść, część osób ani myśli. Pan od krzyża intonuje wraz z księżmi: “Przez Chrystusa, z Chrystusem…”. Generalnie - dzieje się.

     Musiałem się pilnować, bo w takich realiach łatwo o pychę. Oto ja - będący na swojej pustyni, budujący w ten sposób osobistą relację z Panem, turbokatol, trafiłem na kompletną płyciznę. Bardzo łatwo o takie osądzenie. Zacząłem się zastanawiać, co przyciąga ludzi w tak dużej liczbie na te comiesięczne nabożeństwa. Możliwość poniesienia Matki Bożej? Pokazania się? Może niektórych. Doświadczenie szczególnej wspólnoty? Chyba prędzej. Choć ta wspólnota ma swoje specyficzne przywary, to jednak jest ona bogactwem Kościoła. Ale jest coś jeszcze.

     Maryja, która ukazała się w Fatimie, prowadzi tych ludzi wprost do Chrystusa, a oni Ją kochają i są Jej oddani. Nieraz z zewnątrz wygląda to groteskowo, ale jestem przekonany, że dla Jezusa ta liczna obecność wiernych na nabożeństwach, będących pamiątką wydarzeń z Fatimy, jest bardzo ważna. Myślę sobie: Maryjo, to Ty jesteś powodem, że ci ludzie tu są. Pewnie przez wielu lekceważeni, bo istotnie z zewnątrz ich pobożność może być powodem do żartów. Ale oni są ponad to. Można sobie z nich żartować, ale oni ze szczerym sercem przychodzą czcić i wpatrywać się w kogoś, kto przewyższa wszystkie tęgie, “antydewocyjne” głowy razem wzięte. Wpatrują się w Ciebie Matko. Ty mówiłaś w Fatimie o sprawach wciąż aktualnych, ponadczasowych. I dlatego oni tu są.

    A mnie przy okazji te starsze panie pomogły zawalczyć z pychą. Przecież to jest mój Kościół. Żaden inny. Jezus nie powołał Kościoła dla młodych, dynamicznych i Kościoła dla starszych, doświadczonych, z wysiedzianym miejscem w kościelnej ławce. Wszyscy jesteśmy w jednym Ciele. I mogą kończyć się wspólnoty, powstawać nowe, rodzić się piękne inicjatywy ewangelizacyjne, a inne palić na panewce, a starsze panie i tak będą siedzieć w kościelnej ławce z różańcem w ręku i chodzić na nabożeństwa fatimskie i kto wie, czy to nie dzięki ich wytrwałej modlitwie nasz Kościół jeszcze jako tako się trzyma.

   Tak więc podchodziłem pod kościół, myśląc: trzynasty, fatimskie… A wychodziłem uświadomiony, ile ważnego i pięknego za tym “fatimskim” się kryje. Oraz że im wyższa średnia wieku w ławkach, tym większa lekcja pokory dla mnie.