Kapłańska kreatywność w działaniu

Kury na Madagaskar

Po raz pierwszy usłyszałem o nim jako pomysłodawcy i realizatorze akcji „Kury na Madagaskar”. Nic dziwnego, bo i samego ks. Radka Rakowskiego zaskoczył jej sukces. Akcją zainteresowały się media a to przełożyło się w wymierny sposób na wpłaty od zwykłych ludzi. Finalnie zakupiono 4 tys. kur dla mieszkańców Madagaskaru.

Jak to się zaczęło? Kilka lat wcześniej na pielgrzymce do Ziemi Świętej ks. Rakowski spotkał o. Piotra Komana. Misjonarz na Madagaskarze opowiedział mu o sytuacji mieszkańców wyspy. Akcję „Kury na Madagaskar” ks. Radek zorganizował razem ze swoimi uczniami z Zespołu Szkół Zawodowych nr 1 na poznańskich Jeżycach. Inicjatywa od początku miała być czymś więcej niż jednorazową pomocą materialną. To było raczej coś w rodzaju podania wędki. Nie chodziło o same kury czy ich mięso, ale o jaja, które znoszą, a które są pełnowartościowym pokarmem. 

Inicjatywa rozegrała się zasadniczo w mediach społecznościowych, skąd trafiła do tradycyjnych mediów. Skrupulatnie wyliczono, że koszt zakupu jednej kury to 20 zł a całego kurnika (cztery kury i kogut) to 100 zł. Zebrano ponad 70 tys. zł.

Pomysł ks. Rakowskiego był początkowo niedoceniany a nawet wyśmiewany. Gdy się okazało, że kilka miesięcy później niemal bliźniaczy projekt odpaliła fundacja Billa Gatesa, to spuszczono z tonu. Nawet abp Stanisław Gądecki, gdy spotkał ks. Radka to pytał: „jak tam kury?” …

Sztafeta dobra

Inny pomysł ks. Rakowskiego to „Sztafeta św. Floriana” – akcja, która miała zbudować silną wspólnotę w jednej z poznańskich parafii, do której właśnie trafił młody duszpasterz. Zwyczajową pałeczkę w biegach sztafetowych w tym przypadku zastąpiła plastikowa karta. Pierwsze karty rozdawano w czasie mszy świętych. Ich posiadacze musieli zrobić jakiś dobry uczynek, zarejestrować go na stronie internetowej sztafetafloriana.pl przy numerze ich karty, a samą kartę przekazać osobie, którą obdarowali szlachetnym uczynkiem, by dobro zataczało coraz szersze kręgi. „Zależało nam na uruchomieniu fali dobra. Chcieliśmy, żeby ludzie przestali być anonimowi i obcy, żeby zaczęli rozmawiać, uśmiechać się do siebie, chcieli sobie pomagać” – mówi ks. Rakowski i dodaje, że jego zdaniem od ludzi wierzących należy wymagać czegoś więcej. „Katolik musi być wyjątkowy, bo przecież ma to szczęście, że poznał kogoś wspaniałego – Jezusa, a ta znajomość zobowiązuje”. 

Przy każdej inicjatywie dba o najdrobniejszy szczegół. Emblematem tej akcji stała się biała karta (formatu karty kredytowej) z czerwonym krzyżem. Trzymana w pionie prezentowała wyraźny krzyż, ale w poziomie przypominała już prezent przewiązany czerwoną wstążką. 

Dlaczego św. Florian? Ks. Radek tłumaczy to względami „topograficznymi”. Jeżycki kościół pod wezwaniem św. Floriana, gdzie był wówczas wikariuszem, jest jedynym kościołem garnizonowym strażaków, którym patronuje ten święty, a szkoła, w której jest katechetą, mieści się przy ul. św. Floriana. Ale najważniejsze było oczywiście przesłanie, które wiąże się z postacią tego świętego z pierwszych wieków chrześcijaństwa, czyli bezinteresowne niesienie pomocy słabszym – wykazał się m.in. ogromną odwagą występując w obronie chrześcijańskich legionistów prześladowanych w jednym z rzymskich legionów. Swoją bezkompromisowość przepłacił zresztą męczeńską śmiercią. „Sztafetę św. Floriana” pobłogosławił sam papież Franciszek.

Nie bać się porażki

„Błędów nie popełnia tylko ten, który nic nie robi” – głosi stare porzekadło. Chociaż nie do końca słowo „błąd” pasuje do działań ks. Rakowskiego, ale nie wszystkie jego inicjatywy kończą się tak spektakularnym sukcesem, na jaki można by liczyć. Połowicznym sukcesem okazała się np. zbiórka na wynajem mieszkania dla kurdyjskich uchodźców z Syrii. Wprawdzie poznańska parafia św. Floriana zebrała na ten cel kilkadziesiąt tysięcy i sprowadziła konkretną rodzinę, ale Polska okazała się dla nich tylko stacją przesiadkową w podróży na Zachód.

Inna afera rozpętała się po międzyreligijnych rekolekcjach, które ks. Rakowski zorganizował w Poznaniu. Jego celem była opowieść o trzech wielkich monoteistycznych religiach. Sam miał opowiadać o chrześcijaństwie, o islamie miał mówić imam Youssef Chadid a o judaizmie Jakub Ben Nistell. Ten ostatni przez sześć lat funkcjonował jako rabin poznańskiej gminy żydowskiej. Ale właśnie podczas medialnych relacji z rekolekcji został zidentyfikowany jako Jacek Nieszczota – hochsztapler poszukiwany od lat za przestępstwa. Dodatkowo okazało się, że nie ukończył żadnych szkół rabinackich i w ogóle nie jest Żydem.
Te niektóre potknięcia nie zniechęcają ks. Radka Rakowskiego do działań, których podejmuje bardzo wiele, a o których można przeczytać w wywiadzie-rzece „Uczynki i działania, czyli kury na Madagaskar” (Wydawnictwo Druga Strona Poznania).

Przestrzenie działalności ks. Rakowskiego są przeróżne – od czysto ewangelizacyjnych, przez edukacyjne do społecznych. Ale łączy je jedno – ks. Radek zawsze podkreśla inspirację Ducha Świętego i mówi, że „wszystko zawsze zaczyna się od mszy świętej”.