Każde dziecko jest wyjątkowe

Basia ma dwanaście lat. Ma mamę, tatę i starszą siostrę Kasię. Dom, powiedzielibyśmy, jakich wiele. Pod skorupą pozorów rozgrywa się w tym domu dramat dziecka nierozumianego, niesprawiedliwie karanego, doznającego krzywdy od tych, którzy powinni dać dziecku poczucie bezpieczeństwa i bezwarunkową miłość.

Kiedy moje dzieci były małe, wydawało mi się, że ten czas nigdy się nie skończy. Każdy następny dzień podobny był do poprzedniego, rutyna i przewidywalność, bo to przecież daje dzieciom poczucie bezpieczeństwa. I ta tęsknota za tym, żeby były coraz starsze, coraz bardziej samodzielne. Pamiętam, jak z zazdrością zerkałam na znajome, które miały już odchowane dzieci. One miały czas na czytanie książek, na samodzielne wyjścia, nikt nie wołał za nimi: „Mamooooo”, nikt się nie zanosił płaczem, kiedy mama zniknęła z zasięgu wzroku. Bajka po prostu – myślałam sobie. 

Dziś to ja jestem tą mamą, która ma w domu nastolatki. I wiecie co? Tęsknię do tego czasu, kiedy dzieci były małe. Nastolatki, jak nastolatki, coraz bardziej chcą żyć swoim życiem, coraz ważniejsi są dla nich znajomi, grupy rówieśnicze, a coraz mniej rodzice. Przychodzą na szczęście jeszcze do nas, rozmawiają, opowiadają, ale i tak dla nich jesteśmy „dziadersami”… Wiem, że to etap rozwojowy, że na szczęście mija i relacja z dorosłym dzieckiem wygląda już zupełnie inaczej. Niemniej jednak ten trudny czas nastoletni trzeba przetrwać, nie raz zaciskając zęby ze złości czy bezsilności, bo ileż razy można nastolatkowi to samo powtarzać. Moja perspektywa to rzecz jasna perspektywa rodzica, który czasem zapomina, że sam kiedyś miał naście lat i nie był to najłatwiejszy okres w jego życiu. 

Warto sobie czasem zafundować taką podróż do przeszłości i spojrzeć na siebie zupełnie innymi oczami. Najlepiej oczami dziecka, o ile uda nam się to zrobić. Jeśli nie, to z pomocą może przyjść literatura. Ostatnio w ręce wpadła mi niewielka książka zatytułowana Wrony. To współczesna powieść czeskiej autorki Petry Dvořákovej. Powieść, którą odebrałam jako pewien wyrzut sumienia pod adresem nas, rodziców. Historia opowiadana jest z perspektywy dwunastoletniej dziewczynki, która właśnie wkracza w okres dojrzewania. Zmiany, których nie do końca rozumie, zachodzą w jej psychice, ale także w jej ciele. Nie umie o nich rozmawiać z mamą, o tacie nawet nie wspomnę. Jej relacja z rodzicami jest w ogóle bardzo trudna. Bo Basia to ta gorsza siostra. Gorsza, bo słabiej się uczy, przez nią są kłopoty (tak twierdzi mama), nie to, co jej starsza siostra. Dziewczynka świetnie opisuje niesprawiedliwość, której doświadcza. To ona jest bita przez ojca, nigdy jej siostra. To do niej są ciągłe pretensje, to ona jest ciągle porównywana (na niekorzyść) ze starszą siostrą. Nawet kiedy nauczyciel zwraca uwagę na jej nieprzeciętny talent plastyczny, nawet kiedy proponuje jej stypendium w szkole artystycznej, jest zbywany przez rodziców. Co innego, gdyby sprawa dotyczyła starszej córki, no ale Basia zapewne znów coś wymyśla, przez nią zawsze są kłopoty. A przecież najważniejsze są pozory. Na zewnątrz rodzina ma być jak z obrazka, a to, co dzieje się w środku, ma zostać za zamkniętymi drzwiami. Nawet kiedy koleżanka zauważa ślady bicia na ciele Basi, dziewczynka na poczekaniu wymyśla jakieś kłamstwa, byle prawda nie wyszła na jaw. Kiedy w opowiadaniu na lekcji pisze o doznawanej przemocy, a nauczyciele próbują interweniować, Basia tłumaczy, że to jedynie fikcja literacka i nic takiego się nie dzieje. Przecież rodzinę trzeba chronić. Ona jest najważniejsza. A dziecko? Dziecko ma być grzeczne i posłuszne. A jego emocje? A któż by się nimi przejmował, dorośli mają przecież inne problemy…

Strasznie żal było mi tej Basi, dziecka niewysłuchanego, pomiatanego, bitego z byle powodu. Dziecka, które próbowało jakoś wyrwać się z tego zaklętego kręgu przemocy, ale nie miało siły, bo tak bardzo miało zakodowane w głowie obawy matki o to, co ludzie powiedzą. Bo opinia obcych była dla tej rodziny ważniejsza niż dobro dziecka. Matka wpatrzona jak w obrazek w starszą córkę, wycofany ojciec, przemoc fizyczna, psychiczna i seksualna. To nie może się dobrze skończyć. I tak się nie kończy. Ale o tym traktuje kolejna powieść Dvořákovej, której lektura dopiero przede mną. 

Wrony to nie tylko opowieść o konkretnym dziecku i jego emocjach. To także ważna lektura dla nas, rodziców, szczególnie rodziców nastolatków. To bardzo konkretne wezwanie do tego, byśmy odrzucili maski, byśmy każde dziecko traktowali jako to wyjątkowe. To przypomnienie, że dzieci są różne i nie ma sensu ich porównywać ani pod presją zmuszać do chorej rywalizacji. To w końcu pokazanie nam, rodzicom, jak dziecko odbiera nasze emocje, niesprawiedliwość i jak bardzo potrzebuje nas, rodziców, żeby w tym niełatwym świecie się nie zgubić i mieć w nas oparcie, szczególnie w sytuacji, kiedy targają nim emocje, których samo nie rozumie.