Konkretny św. Józef

Przeglądałem ostatnio świadectwa ludzi, którzy otrzymali swego czasu bardzo namacalną pomoc od św. Józefa. Całą tę lekturę analizowałem oczywiście z powodu niedawno obchodzonego liturgicznego wspomnienia jego imienia. I wiecie co? Gdy czytałem te historie, zauważyłem jedną wspólną dla nich wszystkich rzecz... Święty Józef naprawdę bardzo lubi konkret. Bardzo.

Tak było choćby z historią Wiktorii, która wraz z mężem szukała środków na spłacenie kredytu, a następnie na ułożenie sobie życia. Święty Józef pomógł jej mężowi znaleźć pracę w trzy dni po tym, jak zaczęli się o to do niego modlić. Potem zresztą było jeszcze lepiej. Zorganizowanie dokumentacji na legalny pobyt w Norwegii zajęło małżonkom zaledwie trzy dni. Po dziś dzień ich polscy przyjaciele mieszkający w Skandynawii nie mają pojęcia, jak to zrobili. Normą jest bowiem czekać na taką dokumentację przynajmniej miesiąc. Innych „szczęśliwych zbiegów okoliczności” było w tej historii jednak znacznie więcej.

Podobnie było z historią spłaty studenckiego kredytu przez młode małżeństwo Beatę i Marcina. Podpowiedź, aby modlili się o takie umorzenie Nowenną do św. Józefa, otrzymali od innego małżeństwa, którym Patron Rodzin pomógł z kolei znaleźć dom. Młodzi zaczęli się więc modlić. Jak się skończyła cała historia? Decyzja o umorzeniu kredytu przyszła z Ministerstwa dokładnie 19 marca. We wspomnienie męża Maryi. 

Z kolei pani Maria prosiła św. Józefa o coś jeszcze innego. Na uczelni, gdzie pracowała, szykowano się do wyboru nowych władz. Żelazny kandydat nie był „ulubieńcem” pani Marii. Zaczęła się więc modlić o dobrego nowego dziekana. Oczywiście przez wstawiennictwo św. Józefa. Tego samego, którego kilka miesięcy wcześniej prosiła o ocalenie katedry, w której pracowała. Prosiła z powodzeniem: plany likwidacji katedry porzucono. I znów. 19 marca we wspomnienie wielkiego świętego społeczność akademicka otrzymała informację, że ów „żelazny” kandydat nie weźmie jednak udziału w kolejnych wyborach.

O historii księdza Adama Sikory – który w nocy został obudzony przez nieznanego sobie mężczyzna z poleceniem, aby czym prędzej udać się do umierającego chorego z ostatnim namaszczeniem pod adres Sobieskiego 50 na drugim piętrze – można by z kolei pisać całe książki. Duchowny po trzykrotnym upomnieniu przez św. Józefa udał się wreszcie pod wybrany adres. Na miejscu okazało się, że nikt go nie oczekuje. Ale rzeczywiście wśród mieszkańców jest jeden obłożnie chory. Problem w tym, że zarówno on, jak i opiekująca się nim żona byli daleko od Kościoła. Nikomu z nich nie przyszłoby nawet przez myśl, aby dzwonić po księdza. Uparty kapłan poprosił jednak o możliwość wizytacji. Dopiero wówczas chory lekarz skojarzył wizję, jaką otrzymał ks. Adam, z obrazem, który otrzymał niegdyś od swojej mamy. To był obraz św. Józefa. Twarz z portretu zgadzała się z twarzą mężczyzny, którego widział tej nocy kapłan. Chory lekarz wspomniał swoją obietnicę, jak dał swej mamie słowo, że codziennie będzie się do św. Józefa modlić. I chociaż w międzyczasie stracił wiarę w Boga, to przez posłuszeństwo i słowo dane mamie, machinalnie ją odmawiał. Teraz dowiedział się po co. Po spowiedzi i przyjęciu Komunii Świętej lekarz ten zmarł.

I tak jak wspomniałem wyżej, wszystkie te historie łączy wspólna nić. Łączy konkret. Zupełnie jasna i klarowna intencja. Są tu prośby młodych małżonków, są prośby ludzi mających problemy w pracy, są modlitwy o dobrą śmierć. Wysłuchiwani są zarówno młodzi, jak i starzy. Kobiety i mężczyźni. Ludzie różnych pokoleń i stanów. Wszyscy jednak proszą św. Józefa konkretnie. Bo na takie właśnie prośby wydaje się dziś czekać św. Józef. Który, jak zresztą każdy facet, lubi mieć zadanie. Stanowczo określone i sprecyzowane. Dlatego dobrze jest prosić za jego wstawiennictwem. Z pokorą, ale i z niezachwianą wiarą.