List ks. Heinricha Wilmera scj w 175 rocznicę urodzin O. Leona Dehona

14. marca 2018 r. obchodzimy 175. rocznicę urodzin Ojca Leona Jana Dehona, Założyciela naszego Zgromadzenia. Chcemy zaprosić wszystkich do skierowania wzroku na Niego, aby odczytać dzisiejszą rzeczywistość. 

Liczne sytuacje wykluczenia, jakie dotykają ludzi, skłaniają nas do ponownego zajęcia się uczynkiem miłosierdzia co do duszy: pocieszać strapionych. Wielu współczesnych nam ludzi prowadzi życie na marginesie jako uchodźcy, tak wewnątrz, jak i poza własną ojczyzną. Myślimy o uchodźcach uciekających z ich krajów lub regionów ze względu na trudne warunki życia spowodowane wojnami lub klęskami żywiołowymi; myślimy  o więźniach, o ofiarach wszelkiego rodzaju niesprawiedliwości, których prawa są łamane; mamy też na myśli grzeszników dotkniętych ciężarem ich grzechów... Poza tym warto zauważyć, że świat jest coraz bardziej kontrolowany przez bogatych i mających władzę, którzy nie są wrażliwi na wołanie „ziemskich potępionych”. 

Kierując wzrok na naszego Boga, który w Jezusie Chrystusie ukazuje swoje zranione Serce i solidaryzuje się z wszystkimi cierpiącymi, możemy znaleźć duchową odpowiedź dla strapionego, wykluczonego i odrzuconego człowieka naszych czasów. 

Bóg nie jest obojętny na sytuację ludzi 

W Ewangeliach widzimy, że Bóg utożsamia się z utrapionymi ludźmi: „Żal mi tego ludu” (Mt 15,32); „Byłem w więzieniu” (Mt 25,36.43); „Jezus zapłakał” (J 11,35); „Czego nie zrobiliście dla jednego z tych najmniejszych, tego nie zrobiliście dla Mnie” (Mt 25,45). Te wyrażenia Chrystusa ukierunkowują naszą propozycję i mówią nam, że tym, co nadaje sens naszemu życiu, to nie są cierpienia same w sobie, ale miłość, którą zobowiązujemy się świadczyć. Takie życie chrześcijańskie może być odczuwane jako rozsądna możliwość dla naszych współczesnych. Naszym zadaniem jest nie tylko stawiać sobie pytania: dlaczego łzy, dlaczego tyle utrapień, ale starać się o to, aby zmniejszała się ilość łez wymagających pocieszania. 

„Żal mi tego tłumu” (Mt 15,32)

Jedną z tych spraw, które bardzo mocno znamionowały działanie Jezusa, był tłum. Przejmuje Go żal, ponieważ widzi mnóstwo ludzi, pozostawionych jak owce bez pasterza. My dzisiaj spotykamy się z sytuacją ludzi z naszego świata, którzy żyją na marginesie i na peryferiach. Również oni są zabijani jak owce bez pasterza i tracą wszelką nadzieję na poprawę własnej rzeczywistości. Wielu z tych, którzy są wykluczeni z korzystania z dóbr, jest przekonanych, że nic nie zmieni ich przeznaczenia, że przyszli na świat jedynie po to, aby dołączyć do innych. Takie zrezygnowanie wobec cierpienia ukazuje gorycz ich serc, która może zawierać myśli pesymizmu i przemocy. 

Tłumy, nad którymi użala się Jezus, to ci, którzy żyją jak uchodźcy we własnym kraju, obcy dla siebie; jakby skazani na śmierć w oczekiwaniu na egzekucję (Blaise Pascal), jak jagnięta przyprowadzone na rzeź (por. Iz 53,7). Inni są jak owce wśród wilków (por. Mt 10,16), doświadczające tylko furii i twardego oblicza swoich oprawców. Są to dzieci nadużywane przez dorosłych lub starców, rozproszone na rogach ulic, jakby flagi nędzy i żałoby. Jezus identyfikuje się z nimi, sam doświadczywszy cierpienia w Getsemani i na Golgocie. Ale nie ogranicza się do litości dla nich, dzieli ich cierpienie i bierze je na siebie. Nosi zagubione owce na swoich ramionach (por. Łk 15,7; Ez 34,12), opiekuje się rannym (por. Ez 34, 16). W tej perspektywie pisze Ojciec Dehon: 

„Serce Jezusa pełne jest czułości i współczucia dla wszystkich, którzy cierpią, dla wszystkich, którzy się trudzą, dla wszystkich, którzy są głodni, dla wszystkich chorych. Jest sercem ojca, matczynym sercem, sercem pasterza. Jezus jest naszym ojcem jako Bóg, jako Zbawiciel, ale jest nim także jako Pontifex, jako kapłan. On jest naszym pasterzem, jest par excellence Dobrym Pasterzem. To jego kapłańskie serce cierpi, gdy my cierpimy. On bardziej niż św. Paweł może powiedzieć: ‘Kto jest słaby, żebym i ja nim nie był?’ (2 Kor 11, 29)” (Le Cœur sacerdotal de Jésus, CSJ 126).  

„Byłem w więzieniu” (Mt 25,36.43) 

Jezus identyfikuje się także z więźniami. Podczas swojej męki przeżył los zarezerwowany więźniom. Oskarżony, zaciągnięty przed Sanhedryn (por. Łk 22,66-71), do Piłata i Heroda (por. Łk 23,1-12), zostaje osądzony, skazany na śmierć i powieszony na krzyżu jak zwykły bandyta. Znał cierpienie więźnia: pozbawienie wolności, biczowanie, obrażanie, kpiny, upokorzenia wszelkiego rodzaju, zdradę i opuszczenie, obojętność ludzi, którym dobrze czynił uzdrawiając niektórych, broniąc innych przed uciskiem ze strony ludzi lub sił zła: 

„Aby spełniło się słowo przekazane przez proroka Izajasza: On wziął na siebie nasze słabości i dźwigał nasze choroby” (Mt 8,17). 

Chrystus cierpiał za nas jak więzień. Dzięki Niemu skorzystaliśmy z łaski Bożej, będącej jakby amnestią lub ułaskawieniem, którego król udziela swoim poddanym. Prawdą jest ponadto, że ubodzy są także sakramentem grzechu świata, niesprawiedliwości panującej na ziemi, a nasze zachowanie w stosunku do nich jest miarą naszej zdolności do życia  w świecie jako ciało Chrystusa. W rzeczywistości, gdy widzimy osobę uciśnioną, powinniśmy umieć interpretować tę sytuację jako owoc niesprawiedliwości, za którą również i my jesteśmy odpowiedzialni. Uświadomienie sobie tego pociągnie za sobą gotowość do stawania się bliźnimi w stosunku do cierpiącego, aby walczyć z rzeczą, która go trapi. Kiedy już doprowadzimy do wyeliminowania jawiącej się potrzeby, co więcej, już podczas działania w tej sprawie, więzień staje się dla nas sakramentem Chrystusa, nawet gdy odkryjemy to dopiero na końcu czasów. 

„Jezus zapłakał” (J 11,35) 

Pomimo tak wielkiego cierpienia, w Jezusie odkrywamy Serce miłosierne. On dostrzega nędzę ludzi. Nie jest obojętny, jest współczujący. Czuje cierpienia, które znosili i rozumie ich rozpacz. 

Przyjmując stan ludzi doświadczył całej ich nędzy i „stał się posłuszny aż do śmierci  i to śmierci na krzyżu” (Flp 2, 8). Akceptując swoją mękę i śmierć, stał się solidarny z cierpiącą ludzkością. Jego serce przepełnione miłością do ludzkości doprowadziło go do tej akceptacji. Jezus jest nie tylko współczujący, ale chce uzdrowić cierpienia ludzi. Do ludzi, którzy są ofiarami wykluczenia, nędzy i mrocznej przyszłości wciąż kieruje wezwanie:

„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy  i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie (Mt 11,28-30). 

Jarzmo zmniejsza ciężar, ponieważ sprzyja połączeniu sił lub dzieleniu bólu. Jezus wzywa tych, którzy cierpią, aby wzięli jego jarzmo, ponieważ chce być solidarnym z ich cierpieniem, pomagając im dźwigać ich własny ciężar. Jego jarzmem to pokora i słodycz serca. Bycie pokornym oznacza noszenie jarzma, które krzyżuje dumę, samolubstwo, poszukiwanie nadmiernych doznań, poniżających człowieka. 

Słodyczą otwiera Chrystus serca zatwardziałe przez grzech. Ukazał to w spotkaniu z Samarytanką, zamkniętą w uprzedzeniach plemiennych, kulturowych i religijnych (zob. J 4,5-30); z Martą, pełną niepokoju, zarzucającą swej siostrze Marii obojętność (zob. Łk 10,38-42); z uczonym w prawie, który chciał udowodnić, że znał się na sprawach (zob. Łk 10,25-37);  z Zacheuszem zatwardziałym w grzechu (zob. Łk 19,1-10); z kobietą cudzołożną, która nie miała żadnej nadziei, że wyjdzie żywa ze szponów oskarżycieli (zob. J 8,1-11)... Te teksty pokazują nam, że Serce Jezusa jest prawdziwą ucieczką grzeszników i pogardzanych. 

Wszyscy, którzy tak zostali potraktowani dokonują radykalnych wyborów nawrócenia. Samarytanka staje się misjonarką Chrystusa wobec swoich rodaków po odrzuceniu uprzedzeń plemiennych, kulturowych i kultowych, które zatwardzały jej serce i czyniły ją niechętną do dialogu z Chrystusem. Maria znajduje pokój serca, gdy Pan broni jej przed zarzutami siostry Marty. Doktor prawa, gdy słucha opowieści o dobrym Samarytaninie, korzysta z zachęty  i rady Chrystusa, który go zaprasza, aby zawsze mieć otwarte serce dla każdego potrzebującego człowieka, niezależnie od jego stanu i jego przynależności plemiennej. Zacheusz jest tym, który najbardziej korzysta z darów Serca Chrystusa i ukazuje, że ten, komu się najwięcej przebacza, ten również najbardziej się otwiera (Łk 7,43). 

Spotkanie z osobami znajdującymi się w trudnej sytuacji pozwala odkryć siłę intymności. Pocieszanie nie jest sprawą masową, ale przeżywane jest w osobistej bliskości. Wymaga dyskrecji oraz afektywnej i umożliwiającej rozmowę bliskości człowieka. Bliskości radośnie podzielanej we wszystkich sprawach głębokich i tych, w których człowiek czuje się bezbronny. Tych, które ściskają duszę za gardło. Intymność to miejsce, materialne i duchowe, które jest spontanicznie poszukiwane w chwili powrotu po długich odejściach i rozłąkach. Jest to czas, w którym pozwalamy dojść do głosu ludzkim stronom relacji z innymi.  

„Czego nie zrobiliście dla jednego z tych najmniejszych, tego nie zrobiliście dla Mnie” (Mt 25,45) 

Jeśli relacja intymności z cierpiącymi jest tak ważna, jak ujawniają nam to działania Jezusa Chrystusa, nie możemy pozostać obojętni na nędzę maluczkich, ubogich  i zmarginalizowanych w naszych czasach. Sobór Watykański II zaprasza chrześcijan i cały Kościół do pójścia za Jego przykładem: 

„Radość i nadzieja, smutek i trwoga ludzi współczesnych, zwłaszcza ubogich  i wszystkich cierpiących, są też radością i nadzieją, smutkiem i trwogą uczniów Chrystusowych; i nie ma nic prawdziwie ludzkiego, co nie miałoby oddźwięku w ich sercu... Dlatego wspólnota chrześcijan czuje się rzeczywiście i ściśle złączona  z rodzajem ludzkim i jego historią”. 

Aby być solidarnymi z ludźmi, musimy stosować tę samą logikę Chrystusa, to znaczy umieć wyrzekać się naszych prerogatyw, stawać się ubogimi z biednymi. Musimy dotrzeć do peryferii, a nie tylko mówić o ubóstwie. W tej perspektywie nie powinniśmy obawiać się pójścia do marginesów i peryferii, do miejsc, w których ludzie cierpią: więzień, szpitali, obozów dla uchodźców, plac budów, do fabryk, na ulice, do rodzin, miejsc żałoby, miejsc katastrofy, dzielnic nędzy… Na taką pracę składa się nie tylko współczucie, ale także nasza obecność w miejscach, w których podejmowane są decyzje, aby tam mógł rozlegać się, chociaż często zagłuszany, głos Chrystusa na korzyść zmarginalizowanych. Ojciec Dehon przypomina nam, że każde działanie uprzedzać winna ofiara z życia: 

„Oby spodobało się dobroci naszego Boga pomnażać w swoim Kościele dusz kapłańskich, które, pobudzane i żyjące zrządzeniami Serca Jezusowego, Apostoła  i Najwyższego Kapłana, staną się apostołami najprzód przez modlitwę, przez wewnętrzną immolację, żarliwą miłość w pocieszaniu, a później (tylko w następstwie) poprzez zewnętrzne dzieła gorliwości! Bez tego ognia wewnętrznego, wszelka gorliwa działalność nie byłaby niczym innym jak dymem (O. Giraudi)” (Le Cœur sacerdotal de Jésus, CSJ 210).

Pedagogika na rzecz wyzwolenia ubogich wymaga porzucenia kategorycznych imperatywów lub pięknych teorii tworzonych w laboratoriach. Ubogim należy mówić prawdę, a tych, którzy tworzą lub promują nędzę, wzywać do uwolnienia zmarginalizowanych od peryferii. 

Uważanie się za gości obecnego w nas człowieczeństwa, za gości, a nie właścicieli, pomaga nam dbać o człowieczeństwo, które jest w nas i w innych. Pozwala wyzbyć się obojętności i odrzucenia współczucia, które mogą doprowadzić nas do kompromisu z drugim w jego potrzebie. Biedak, którego godność ludzka jest upokorzona ciężarem niedostatków, brakiem zainteresowania i wyobcowaniem, zaczyna czuć się mile widzianym, kiedy ja zaczynam odczuwać jego upokorzenie i wstyd, jak moje. 
 
Jako synowie Ojca Dehona nie możemy pozostać obojętni wobec osób „o zranionym sercu”

Aby w pełni przejąć to co ludzkie, musimy zaczerpnąć ze „zranionego Serca” Chrystusa, aby zjednoczyć się z człowiekiem o zranionym sercu i uczynić lżejszym jego jarzmo, innymi słowy, dać mu odpocząć. 

Jak możemy to zauważyć w naszych konstytucjach, nasza duchowość stosuje dwa pojęcia, które prowadzą nas do naśladowania Chrystusa w łagodzeniu cierpienia strapionych: miłość i zadośćuczynienie:

„Od swoich zakonników Ojciec Dehon oczekuje, aby byli prorokami miłości i sługami pojednania ludzi i świata w Chrystusie (2Kor 5,18). Tak zaangażowani razem z Nim, by zapobiegać grzechowi oraz brakowi miłości w Kościele i świecie, oddawać Mu będą całym swoim życiem, modlitwami, pracami, cierpieniami i radościami, kult miłości i wynagrodzenia, którego pragnie Jego Serce (zob. NQ XXV, 5)”. 

Dramat Kalwarii tłumaczy się w świetle przebitego Serca Odkupiciela. Akt przebicia Serca Chrystusa, aby udowodnić skuteczność jego śmierci, był także ostatnim gestem, przez który ludzkość odrzuciła zbawienie, które przyniósł wcielony Syn Boży. Bóg ze swej strony przekształcił ten gest uporu w kanał łaski, by odkupić na sposób kapłański w Sercu Chrystusa całą ludzkość. Wynagrodzenie Sercu Jezusowemu musi najpierw zostać nasycone tajemnicą wolnej miłości Ojca, który w Chrystusie pojednał świat. Jego miłość była wynagradzającą, to znaczy oddaną Bogu w imię ludzkości, która nie mogła tego uczynić, aby uzdolnić ją do powrotu, w Nim, do komunii z Ojcem i z braćmi.  

W tej perspektywie możemy zrozumieć powołanie wynagradzające. Wynagrodzenie to przyczynianie się do budowania w świecie królestwa sprawiedliwości i chrześcijańskiej miłości, to określanie, w zależności od czasu i miejsca, konkretnych zobowiązań, które w Kościele lokalnym odpowiadają tym apostolskim orientacjom. 

Wynagradzać oznacza poszukiwać z Kościołami lokalnymi takich sposobów naszego włączenia w misję eklezjalną, które pozwolą nam rozwinąć bogactwo naszego powołania. Wynagradzać to dzielić udrękę dzisiejszego świata w jego wysiłku wyzwolenia: wyzwolenia od wszystkiego, co rani ludzką godność i zagraża realizacji jego najgłębszych aspiracji: prawdy, sprawiedliwości, miłości, wolności. Istnieje dyspozycyjność, która czyni nas sługami nie logiki miłosierdzia, ale aktualności miłosierdzia. Zasługujemy na określenie „szczęśliwi”, stając się ubogimi i zdobywamy w walce miano „błogosławionych”, gdy kochamy i służymy ubogim. 

Ogłoszenie roku „Serca zranionego” 

Temat pocieszania jest głęboko sercańskim. Aby dać odpowiedni wymiar temu aspektowi, rozpoczynamy w Zgromadzeniu, w dniu 14 marca 2018, rok „Serca zranionego”, który zakończy się Uroczystością Najświętszego Serca Jezusowego w 2019 roku. Dla nas, „Serce zranione” jest ikoną XXI wieku, przekazuje orędzie, które wykracza poza słowo. Ten symbol jest w stanie zebrać uczucia kobiet i mężczyzn tego świata. Ikona „Serca zranionego” potrafi ujawnić wewnętrzne i głębokie życie pragnień i oczekiwań, frustracji i cierpień. Odnosi się do uczuć wielu ludzi, sprawia, że żywymi stają się ich rozterki i łzy, ich tortura i cierpienie aż do krwi. Wszystko, co jest blisko człowieka, nosi znak zranienia. 

Wokół tej ikony chcemy skupić inicjatywy aktualne lub te, które będą podejmowane w różnych jednostkach. Chcemy promować kreatywność, zarówno na poziomie teologicznym, jak i filozoficznym, celem podejmowania zadań w różnych posługach, na poziomie sztuki i muzyki, aby słowem dać wyraz cierpieniu, by zaproponować środki zaradcze dla odwrócenia sytuacji naznaczonych utrapieniami ludzi znajdujących się na marginesach zwyczajnego życia. 

Jest to kairos dla nas, synów Ojca Dehona, który w swoim duchowym testamencie mówi nam: „Zostawiam wam najcudowniejszy ze skarbów, Serce Chrystusa”, „dla Niego żyję, dla Niego umieram”. Dlatego jest to dobry moment, aby odnaleźć ten skarb i odkryć niezliczone bogactwa, które on przedstawia dla naszego apostolstwa i naszej misji. 

W tym roku chcemy uczynić „Serce zranione” naszego Pana schronieniem dla ludzi ogarniętych cierpieniem, niesprawiedliwością i wykluczeniem. Osobiście i wspólnotowo jesteśmy zaproszeni do tworzenia, inicjowania i realizacji projektów, które mają na celu podkreślenie tej troski w naszych posługach, modlitwach i nabożeństwach... Chodzi o to, by dowartościować nasz charyzmat proroków miłości w rozpoczynaniu prac lub stwarzaniu sytuacji, które mogą wyeliminować lub niszczyć w zarodku to, co jest zdolne do generowania wykluczeń. Pragniemy zastanowić się, w jaki sposób możemy być dalekowzroczni, stać się obserwatorami lub stróżami znaków czasu, aby rozwinąć nasz charyzmat sług pojednania, by pójść na peryferie, jak Chrystus, i walczyć razem z ofiarami, mając jako broń dzieła miłosierdzia inspirowane miłosiernym Sercem Pana. 

Drodzy członkowie Rodziny Sercańskiej, utwierdzajmy nasze współczucie w Sercu Jezusa, aby nasza miłość do każdego zranionego była możliwa, nagląca i owocna. 

 

ks. Heinrich Wilmer, scj 
przełożony generalny 
ze swoją radą