Moja mama zakonnica

 

Siostra Małgorzata Chmielewska patrzy w Polsce w oczy bezdomnym, chorym, samotnym, a przede wszystkim biednym. W swoim życiowym niedoczasie ma na to czas. Niektórym może się nie podobać to, co ona widzi w tych oczach i co potem opowiada o owych biednych i bezdomnych, ale ciężko, naprawdę ciężko zignorować zakonnicę z tak bogatym doświadczeniem życiowym, która nie boi się w obliczu kamer (ale rzeczywiście wtedy, kiedy trzeba) rzucić ironią i konkretnym przekleństwem. 

Niedawno nakładem wydawnictwa WAM ukazała się kolejna już książka o siostrze „Sposób na (cholernie) szczęśliwe życie”. Tam możemy zajrzeć do jej rodzinnego domu, w którym przy stole siadał ojciec lekarz, matka nauczycielka i dwóch braci siostry Chmielewskiej; możemy tu spotkać studentkę biologii Uniwersytetu Warszawskiego; otworzyć drzwi klasy, w której już jako zakonnica opowiadała o Bogu niewidomym dzieciom. Tu także odnajdziemy dość szczegółową odpowiedź na pytanie o przedziwną dla wielu wspólnotę zakonną „Chleb Życia”, a co najciekawsze dla nas – na kilku stronach poznamy adoptowane przez siostrę dzieci. 

I choć tu, wśród tych przedziwnych opowieści macierzyństwo Małgorzaty Chmielewskiej brzmi tak naturalnie, to nie dajmy się zwieść – to jest jednak coś – w końcu zakonnica adoptowała dzieci! Dlaczego to zrobiła? Sama mówi o tym tyle:

„Ewangelia. Przecież jest tam wyraźnie powiedziane: teraz stoi przed tobą dziecko i masz wybór – albo być świnią, albo nie.” 

Pierwsza była Małgosia, córka. Siostra Małgorzata o niej: „Ona była dzieckiem bardzo mocno poturbowanym życiowo”. Jej losy przez wiele lat były związane z siostrą Chmielewską, mimo iż Małgosia trafiła do siostry jak siostra siostrą jeszcze nie była. Ostatecznie też historia potoczyła się tak, że dziewczyna wróciła do rodzinnego domu.  „Pan Bóg postawił przede mną dziecko i mogłam sobie dalej rozmyślać o miłym wstąpieniu do jednego czy drugiego zakonu kontemplacyjnego, tylko że to dziecko stało przede mną i potrzebowało mojej pomocy” – tak swoją decyzję wyjaśnia siostra Chmielewska. 

Potem byli kolejni. „Artur nie mówi mamo, mówi Gosia. Natomiast Janek, którego ktoś przyprowadził z dworca, jak się obudził w naszym domu po dwudziestu czterech godzinach snu, gdy tylko otworzył oczy, zaraz powiedział „mamo”, co było dość cwanym posunięciem.”

Jak to jest mieć matkę zakonnicę? „ (...) robiliśmy czasem takie numerki, że szliśmy ulicą, ja byłam w habicie, a one do mnie wołały „mamo”. Ludzie na nas patrzyli zgorszeni”. 

Najbardziej rozpoznawalne dziecko siostry Małgorzaty to Artur. Chłopak z autyzmem, który jechał jednym tramwajem z Papieżem Franciszkiem po Krakowie w czasie Światowych Dni Młodzieży. „Czego  uczy mnie Artur? Uczy przede wszystkim tego, że drugi człowiek jest inny. Artur nie jest upośledzony, nie jest głupi, on jest po prostu inny. Ma prawo do życia w swoim świecie, oczywiście pod warunkiem, że nie niszczy świata ludzi innych od niego. Są po prostu granice. Natomiast ma prawo do życia w świecie, który my, mający większe możliwości, możemy mu zorganizować.” „Życie z Arturem jest jednocześnie piekłem i rajem. Życie z dzieckiem, kiedy jest chore czy ma moment kompletnego odlotu, jest po prostu bolesne. W jakimś sensie można się z tym oswoić, ale nie można się z tym pogodzić”. 

A co siostra mówi o macierzyństwie bez bycia w ciąży? „Nawet rodzicielstwo wobec własnych dzieci jest trudną przygodą, a z cudzymi dziećmi na pewno jest jeszcze trudniej, bo nie ma tego naturalnego związku. Poza tym te dzieci przychodzą z bagażem doświadczeń porzucenia, odtrącenia, często z krzywdami psychicznymi czy fizycznymi”.  

Poza tym: „Każdy z nas jest powołany do tego, żeby być albo ojcem, albo matką. Bez względu na to, czy żyje w celibacie, czy w rodzinie. (...) To dzieci powodują, że dojrzewamy. Albo też ludzie, którym poświęciliśmy życie dla Chrystusa, rezygnując z własnej rodziny. Jeśli oni nie uczą nas stawania się matką i ojcem to dupa z króla. Będziesz starym frustratem. Jeśli tego nie przeżyjesz, to będziesz wiecznym dzieckiem, człowiekiem nieodpowiedzialnym i niedojrzałym”. 

Tyle siostra Małgorzata, zakonnica, która swoje życie podzieliła między biednych, bezdomnych, chorych, samotnych i... swoje dzieci.