Możemy lepiej chronić dzieci

Im bardziej zagłębiam się w problematykę ochrony dzieci przed różnymi formami przemocy, tym lepiej widzę, ile pułapek i niebezpieczeństw czyha na nie i na nas – ich rodziców. I nie chodzi tylko o świat realny, w którym mogą natrafić na krzywdzącego dorosłego, ale przede wszystkim o świat wirtualny. 

Nie, nie chcę popadać w czarnowidztwo ani lansować wyłącznie katastroficznych teorii. Naprawdę jestem od tego daleka. Niemniej jednak warto mieć świadomość, o czym wielokrotnie pisałam i mówiłam, że nie ma dziś stuprocentowo bezpiecznych dzieci, a skoro tak, to warto, byśmy przede wszystkim my, dorośli, mieli tego świadomość. A przy okazji robili wszystko, by to ryzyko zminimalizować. A czasem – mam wrażenie – robimy wszystko, by potencjalnym krzywdzicielom ułatwić sprawę. Brzmi to może paradoksalnie, ale niestety tak się dzieje. Przez nieuwagę? Bezmyślność? A może jeszcze z innego powodu…

Jestem pewna, że większość z nas, rodziców, wielokrotnie i na różne sposoby uwrażliwiało swoje dzieci, żeby nie rozmawiały z nieznajomymi, żeby obcym ludziom nie podawały żadnych informacji na swój temat, żeby proszone o pomoc w poszukaniu zagubionego pieska czy kotka pod żadnym pozorem nie oddalały się z nieznajomym. I choć tematy te przerabiamy z naszymi dziećmi bardzo często, choć teoretycznie wiedzą, co powinny zrobić w takiej sytuacji, jak reagować, do kogo zwrócić się po pomoc, bywa, że w praktyce tej wiedzy zastosować nie potrafią. Swego czasu śląska policja opublikowała w Internecie film, w którym – za zgodą rodziców będących obok – na placu zabaw pojawia się mężczyzna i zaprasza dzieci do wspólnej zabawy dronem. Kilkulatki – ku zaskoczeniu rodziców – bez pytania odchodziły z nieznajomym, nie informując ich o tym. Oczywiście w tym przypadku dzieci były bezpieczne, mężczyzna z dronem nie miał wobec nich złych zamiarów. Sytuacja ta jednak dała wiele do myślenia i rodzicom, i policjantom, którzy pokazali ten mechanizm. Warto sobie ten film na stronach śląskiej policji odnaleźć i na spokojnie obejrzeć. Polecam to wszystkim rodzicom.

Nie oznacza to oczywiście, że zabiegi związane z prewencją nie mają sensu i z góry skazane są na porażkę. Absolutnie nie, takie sytuacje, jak ta ze Śląska, mają nas nie tyle zrażać, ile wręcz mobilizować do jeszcze większego działania. Wszystko po to, by chronić nasze dzieci.

I o ile dzieciom w kółko powtarzamy, żeby na nieznajomych uważały, żeby miały do nich ograniczone zaufanie, sami o tym czasem zapominamy. Media społecznościowe osłabiają, albo wręcz wyłączają, naszą czujność. Przeglądając niektóre profile, bez problemu mogę ustalić, do jakiego przedszkola czy szkoły chodzą dzieci facebookowych znajomych. Sami te informacje podają na tacy, oznaczając te miejsca, publikując zdjęcia z różnych przedszkolnych czy szkolnych uroczystości czy zamieszczając dyplomy czy wyróżnienia, które ich dzieci dostały, albo – na koniec roku – szkolne świadectwa ze wszelkimi danymi i dziecka, i placówki edukacyjnej. Rozumiem, że rodzic chce się pochwalić osiągnięciami dziecka, że to dla niego z jakiegoś powodu ważne, byle przy okazji nie zapominał o bezpieczeństwie swojego dziecka. A prowadząc aktywne życie w mediach społecznościowych, zamieszczając wiele informacji dotyczących rodziny, spędzania wolnego czasu, zajęć pozalekcyjnych, a także – o zgrozo! – wizyt u lekarza czy w szpitalu, podajemy potencjalnym krzywdzicielom na tacy bardzo wiele informacji, które mogą zostać wykorzystane przeciwko nam. Bo przecież ktoś, kto sobie prześledzi nasz profil, jest w stanie o wielu z nas zgromadzić całkiem sporo informacji, które będą go w oczach dziecka uwiarygadniać. A tym samym wprowadzać dziecko w błąd i nim manipulować. A od tego już niewielki krok do krzywdy.

Ktoś zaraz powie, że przecież są różne zabezpieczenia, można zawęzić publikację do grona znajomych, to wszystko prawda. Niemniej jednak tak jak do obcych, tak też i do wirtualnego świata warto mieć bardzo ograniczone zaufanie. I po prostu pewnych informacji nie publikować w Internecie. A jeśli już chcemy się z kimś, kto mieszka daleko, podzielić sukcesem dziecka, lepiej wysłać informację bezpośrednio do zainteresowanej osoby. Tak po prostu będzie bezpieczniej. Można i trzeba tworzyć standardy ochrony dzieci w różnych miejscach, i świetnie, że one powstają. Ale warto też zachowywać zdrowy rozsądek i nie publikować w sieci tego, czego obcej osobie na ulicy byśmy pod żadnym pozorem nie powiedzieli.