Niewypowiedziana trauma

Adekwatna reakcja na przypadki krzywdzenia, wsparcie i szybka pomoc mogą zdecydowanie zredukować skutki i traumy, jakich doświadcza osoba krzywdzona.

Każda osoba, która zajmuje się prewencją przemocy seksualnej, terapią osób skrzywdzonych albo po prostu ma z takimi osobami kontakt wie, że doświadczenie krzywdy seksualnej odciska swoje piętno na osobie skrzywdzonej i sieje spustoszenie w jej życiu. Niszczy ją i destruuje różne aspekty jej życia. To doświadczenie, które często wydarzyło się wiele lat wcześniej, rzutuje na jej codzienność, związki, relacje. Wraca w najmniej spodziewanych momentach, trudno się od niego wyzwolić.

Powoli, także jako społeczeństwo, zaczynamy ten problem rozumieć. Na rynku coraz częściej ukazują się książki na ten temat, osoby skrzywdzone dzielą się swoim doświadczeniem, dają publicznie świadectwo swojej krzywdy, zagadnienie obecne jest w mediach. Zarówno w Kościele katolickim, jak i w państwie działają odpowiednie instytucje, które mają na celu pomoc osobom skrzywdzonym. Jest coraz lepiej, ale do ideału droga jeszcze daleka.

Jednocześnie są ciągle jeszcze osoby i środowiska, które osobom skrzywdzonym przypisują niecne zamiary, oskarżają je, zarzucają im, że mówią o swojej krzywdzie (często po latach), by się na kimś zemścić, zaatakować instytucję (jak choćby w przypadku Kościoła) czy zdyskredytować jakiś autorytet (księdza, nauczyciela, trenera) albo wyłudzić odszkodowanie (ciekawa jestem, czy osoby formujące takie zarzuty wiedzą, ile kosztuje terapia osób skrzywdzonych. Jeśli nie, odsyłam do ostatniego raportu Państwowej Komisji do spraw przeciwdziałania wykorzystaniu seksualnemu małoletnich poniżej lat 15. Tam fachowcy dokładnie wyliczyli, ile powrót do życia kosztuje krzywdzone dzieci. W przypadku osób dorosłych te kwoty zapewne są znacznie wyższe). Mam nadzieję, że z czasem do tych osób dotrze, na czym polega trauma po takiej krzywdzie, i przestaną powtórnie wiktymizować skrzywdzone osoby i przypisywać im niegodziwe zamiary. Ufam, że zmiana mentalności także nadejdzie. I ludzie zrozumieją, jak ważne jest zmierzenie się z tą krzywdą, również przez jej opowiedzenie. A ci, którzy takiej krzywdy doświadczyli, przestaną się bać oceniania, ostracyzmu, a zamiast tego otrzymają wsparcie i pomoc.

Wypowiedzenie swojej krzywdy i przepracowanie traumy ma bowiem wartość terapeutyczną. I choć dziś już to wiemy, w latach 50. czy 60. ubiegłego wieku to wcale nie było oczywiste. Pokoleniu naszych babć czy mam, kobiet, które przeżyły wojnę lub urodziły się tuż po niej, nieobca była przemoc, także ta seksualna. Gwałtów doświadczyło bardzo wiele kobiet, wiele z nich milczało przekonanych, że nikt nie będzie w stanie przyjąć tej wiedzy. Na problem ten zwrócił uwagę prof. Michał Bilewicz w świetnej książce Traumaland. Cytuje w niej badaczkę Joannę Ostrowską, która doskonale opisuje to milczenie: „Do początku lat pięćdziesiątych wszyscy bali się mówić. A później już powoli zapominano. Jeśli ktoś na te tematy rozmawiał, to zawsze mówił o „kimś”, a nie że „ja” (…) Gdzieś tam, ktoś tam, coś tam słyszałam”. I dziś, kiedy analizuję literaturę wojenną, kiedy czytam wspomnienia czy pamiętniki, taki komunikat odbieram już zupełnie inaczej. To zawoalowany sposób opowiedzenia o własnej krzywdzie. Tak nie wprost, bo inaczej się nie dało. Dlaczego? Z kilku powodów. Po pierwsze, w katolickiej kulturze bardzo głęboko zakorzenione było rozumienie czystości. To ona była wartością. A zgwałcona kobieta już czysta nie była. To myślenie jest bardzo niebezpieczne, ponieważ zdaje się sugerować, że utrata czystości była winą kobiety. Absolutnie nie! Winien jest zawsze sprawca, nie ofiara. Po drugie, milczenia domagała się rodzina, bliscy, instytucje. Lepiej było nie mówić, bo jeszcze ktoś się dowie… A jak się dowie, to przecież wstyd. I po trzecie, ten temat był uznawany za nieodpowiedni. „W efekcie ofiary nie miały komu opowiedzieć o swoich doświadczeniach, a to z kolei potęgowało traumę” – wyjaśnia prof. Bilewicz. Traumę, która niszczyła kobiety. Traumę, która nierzadko (i niesłusznie) wpędzała je w poczucie winy. Traumę, która destruowała rodziny i ostatecznie także społeczeństwo. W końcu traumę, z którą także zmagają się kolejne pokolenia. My, córki i wnuczki tych kobiet, którym nie dano szansy na jej wypowiedzenie i którym nikt nie wierzył.