Obraz Miłosierdzia

 

 

Przypuszczam, że jako dziecko, którym w dzieciństwie opiekowała się babcia, bardzo szybko nauczyłem się podstawowych modlitw: Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i Aniele Boży. Już sam pamiętam, że z mamą chodziłem do niewielkiego kościółka w sąsiedniej wiosce, a po przeprowadzce do miasta – z dziadkami do wielkiej bazyliki. Siadałem między babcią a dziadkiem, składałem rączki i się modliłem. Później dziadkowie uczyli mnie małego katechizmu – dziesięć przykazań Bożych, pięć przykazań kościelnych, dwa przykazania miłości. Powtarzałem je przy każdym porannym pacierzu. Byłem do tych modlitw przyzwyczajony. Podobnie jak do świętych obrazów, które wisiały w domu – charakterystycznego Jezusa modlącego się w Ogrójcu i wizerunku Serca Jezusowego.

To dlatego z dużym zainteresowaniem wczytywałem się w nową modlitwę, która pojawiła się w domu na początku lat 90. Pamiętam, jak Koronkę do Bożego Miłosierdzia odmawialiśmy z zielonej, bardzo prosto wydanej broszury. Nie wiem, skąd w domu pojawiły się te materiały. Ale były tam też obrazki Pana Jezusa. Bez problemu już wtedy Go identyfikowałem, chociaż wyglądał inaczej, niż na wszystkich, które dotychczas widziałem.

Jak sobie o tym teraz przypominam, to jest w tym coś mistycznego, jak tego wieczora w celi płockiego klasztoru Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, gdy św. Siostra Faustyna miała objawienie tak relacjonowane w „Dzienniczku”: „Wieczorem, kiedy byłam w celi ujrzałam Pana Jezusa ubranego w szacie białej. Jedna ręka wzniesiona do błogosławieństwa, a druga dotykała szaty na piersiach. Z uchylenia szaty na piersiach wychodziły dwa wielkie promienie, jeden czerwony, a drugi blady. (…) Po chwili powiedział mi Jezus: „Wymaluj obraz według rysunku, który widzisz, z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Pragnę, aby ten obraz czczono najpierw w kaplicy waszej i na całym świecie” (Dz. 47).

Jest to jeden z najbardziej popularnych obrazów w historii sztuki, jeden z najczęściej kopiowanych i reprodukowanych a z pewnością najpowszechniej znany wizerunek Jezusa – przypuszczam, że jest praktycznie w każdym polskim kościele a i w wielu miejscach na świecie wywoływał mój uśmiech. 22 lutego mija dokładnie 86 lat od polecenia Pana Jezusa, aby Jego wizerunek – ukrzyżowanego i zmartwychwstałego – wymalować i czcić.

Przedstawienie Jezusa na tym obrazie jest jakby zdjęciem z Wieczernika, kiedy do apostołów przyszedł Zmartwychwstały i powiedział „Pokój wam!”. Od czasów Soboru Trydenckiego w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, w tę, kiedy obraz ma być szczególnie czczony, odczytywany jest fragment z Ewangelii wg św. Jana – właśnie ten przywołujący scenę z Wieczernika. W tym wydarzeniu Kościół widzi też ustanowienie sakramentu pokuty i pojednania – Jezus mówi do apostołów: „Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20, 23). Sakrament miłosierdzia.

Zasadniczy rysunek obrazu został przedstawiony św. Siostrze Faustynie przez samego Jezusa 22 lutego 1931 roku w Płocku. Później kilkakrotnie poszczególne elementy były wyjaśniane, czy uszczegóławiane. „Blady promień oznacza wodę, która usprawiedliwia dusze; czerwony promień oznacza krew, która jest życiem dusz… – Te dwa promienie wyszły z wnętrzności miłosierdzia Mojego wówczas, kiedy konające serce Moje zostało włócznią otwarte na krzyżu” (Dz. 299). Woda z serca Jezusowego usprawiedliwia dusze, a krew – daje im życie. Wyobrażenie to zgadza się z teologią katolicką, która w przebitym na krzyżu sercu widzi źródło dwóch sakramentów – chrztu i Eucharystii.

Mamy zatem do czynienia z obrazem Bożego Miłosierdzia – widzimy zmartwychwstałego Chrystusa, który przynosi pokój, odpuszczenie grzechów i wszelkie łaski, które są owocem Jego męki i śmierci na krzyżu, na co wskazują rany rąk i nóg oraz przebite serce.

Mam tylko jeden problem z wizerunkiem Pana Jezusa na tym obrazie – praktycznie się nie uśmiecha. Św. Siostrze Faustynie wyjaśnił, że: „Spojrzenie Moje z tego obrazu jest takie jako spojrzenie z krzyża” (Dz. 326). Zatem jest to spojrzenie człowieka umęczonego, ale też z pewnością zatroskanego o tych, za których właśnie oddał życie. Odbieram to jako wyzwanie. Najpierw, zgodnie z podpisem pod obrazem, chcę ufać Jezusowi, a później zrobić wszystko ze swoim życiem, aby na Jego twarzy wywołać uśmiech zadowolenia.

Wówczas też będę świadkiem obietnic, które Jezus złożył dla tych, którzy czczą obraz i pełnią czyny miłosierdzia: „dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie” (Dz. 48); Jezus obiecał także duże postępy na drodze chrześcijańskiej doskonałości, łaskę szczęśliwej śmierci oraz inne łaski i doczesne dobrodziejstwa. Grzech nie skorzystać.