Poklepać rodzinę po plecach

Synod rozpoczął się skandalem. Z perspektywy żony-matki skandalem zupełnie nierodzinnym. Na sekundę przed rozpoczęciem obrad (czas miał podobno ogromne znaczenie) ks. Charamsa w pełnym emocjonujących gestów „coming oucie” ogłaszał,  kim jest. I żona matka miała nieodparte wrażenie, że, ani jako ksiądz, ani jako gej, ba, nawet jako wykształcony ksiądz i gej zupełnie nie nadaje się na temat pod obrady synodu. Jednak żona-matka mając na uwadze swoją kanapową perspektywę z pokorą patrzyła w wielki świat i pomyślała: mogę się mylić.

I tak mijał tydzień pierwszy. Czerwone nagłówki biły po oczach: „65-proc uczestników Synodu przeciw Komunii dla rozwiedzionych”; „Bp Wątroba o dyskusji nt gender”; „Abp Koch stanowczo o komunii dla rozwodników”; „Co zrobi Synod, co postanowi papież?”. Z każdym dniem żona-matka powoli zaczynała wierzyć, że jest coś w publicystycznych doniesieniach: „W związku z trwającym Synodem jedni pytają z nadzieją, inni z niepokojem: czy stoimy u progu największej od Soboru Watykańskiego II rewolucji w katolicyzmie?”.

Żona-matka nawet rozumie, że przed synodem stoją trudne wyzwania. Mądrzy ludzie mówią, że na pierwszym etapie powinien zająć się analizą wyzwań, które dziś stoją przed rodziną. Potem jego zadaniem jest dostrzec to, co dla rodziny płynie z Biblii i nauczania Kościoła. Na końcu zaś warto, by otworzył się na dyskusję wobec konkretnych problemów duszpasterskich. Jednak ten synod, chyba jak żaden inny, ma też swojego dodatkowego uczestnika, a może i uczestników: media i szeroko rozumianą opinię publiczną, która owe media śledzi. Żona-matka jest tym wyjątkowo zaniepokojona. Specjalnie na ten czas przygotowane serwisy i bloki informują, donoszą, komentują. Wszystko to dzieje się w absolutnej natychmiastowości, a fakty często jeszcze niezadomowione w kontekście, wyrwane z szerokiego nurtu, pełnią tylko jedną rolę – wzbudzają sensację. Nic nie tłumaczą, do niczego nie przybliżają.

Prefekt Kongregacji Nauki Wiary kard. Gerhard Ludwik Muller w wypowiedzi dla Salve TV zapewniał: Rodzina jest odwiecznym wzorem dla całej ludzkości. Bóg stworzył kobietę i mężczyznę. Kobieta jest matką, mężczyzna ojcem. Mają oni być jednym ciałem i jedną duszą, tworzyć związek na całe życie dla przyszłości całej ludzkości. Za synod modlą się miliony ludzi na całym świecie. Jestem przekonany, że pod przewodnictwem papieża Franciszka wszystko będzie dobrze przebiegało.

To, że takie zapewnienie jest potrzebne, że pada w pierwszym tygodniu synodu, już wzbudza niepokój. Jego uspokajający ton świadczy o tym, że jest co uspokajać. Niestety podobnie zabrzmiała pełna troski, choć na szczęście bardzo stanowcza wypowiedź Papieża Franciszka, który przypomniał: Synod nie jest kongresem ani parlamentem, ale wyrazem życia Kościoła, który podąża razem, aby odczytać rzeczywistość oczyma wiary. Papież podkreślił, że synod działa w łonie Kościoła i świętego ludu Bożego. Jest to przestrzeń chroniona, w której doświadcza się działania Ducha Świętego.

I w tym ostatnim zdaniu cała nadzieja.

Żona-matka wstaje z kanapy. Zmienia perspektywę. Teraz patrzy na świat, który wyłania się zza: zmywarki, pralki i przewijaka. Odgania myśli. Pewnie, że chciałaby, żeby taki „wielki” synod wiedział o pięknym jubileuszu dziesięciolecia małżeństwa W. i R. Bóg pobłogosławił im siódemką dzieci. (Jak się zjadą rodzice chrzestni wraz z rodzinami to ciężko znaleźć salę, która pomieści całe towarzystwo, ale można, naprawdę można.) O, i może jeszcze powiedziałaby o takim maleńkim ślubie, w takim maleńkim, leśnym kościele pewnej pary, która po latach wątpliwości i poszukiwań zaprosiła Boga, by wysłuchał słów ich przysięgi. Przypominają jej się też całkiem niedawno poznane bliźniaki – adoptowane. Dwa lata później dołączyła do nich również adoptowana siostra. Właściwie to przypominają jej się nowi rodzice tej trójki. Chciałaby, ale tak zupełnie już po cichu opowiedzieć także o wszystkich kursach, spotkaniach, wykładach i warsztatach, na których wzrastają znajomi mężowie-ojcowie i znajome żony-matki, o modlitwie, na którą w tych rodzinach tak często brak sił i która kończy się aktem strzelistym, ale jest. Wydają jej się też ważne stoły we wszystkich znajomych jej domach. Nalewane tam herbaty i kawy, krojone ciasta. Radość z faktu, że jest niedziela – dzień święty.

Wstyd jej za te myśli. Przecież „wielki” synod ma na głowie naprawdę wielkie sprawy: rozwody, Komunię św. dla rozwiedzionych, gender, antykoncepcję. Czy miałby czas zerkać w stronę takiej zwyczajnej rodziny, takich zwyczajnych spraw? Ot, taki synod może ją jedynie poklepać po plecach: dobrze, dobrze żono-matko.

Tylko, że ona ma nieodparte wrażenie, że właśnie ta zwyczajność, dobra zwyczajna zwyczajność, warta jest uwagi, wzmocnienia, docenienia, że w jakimś sensie jest odpowiedzią na owe „wyzwania czasów”, których oczywiście nie można bagatelizować, ale które niestety dominują – przynajmniej w dotychczasowych doniesieniach medialnych.

Choć rzeczywiście, bo żona-matka już słyszy z tyłu głowy te różne głosy krytyki, które mówią o pochopności i o niesprawiedliwości ocen, rzeczywiście – trzeba poczekać. Jednak atmosfera oczekiwania naprawdę nie jest łatwa.