Rozmowa w nocy

Ta walka miała trwać całą noc. Toczyli ją nad potokiem Jabbok. Z góry do przewidzenia wynikiem. Bo przecież i siły były niewspółmierne, i sama natura walki niespotykana nigdy dotąd w historii. Ale jednak w ostatecznym rozrachunku to mający przegrać walkę z Bogiem Jakub dopina swego. 

Wydaje się, że o tej historii słyszała już prawdopodobnie cała Polska. Jest rok 2003. 23 stycznia. Czwartek. Radosław Pazura ciężko ranny w wypadku samochodowym walczy o życie w szpitalu w Ostródzie. Jego kolega już odszedł na drugą stronę. Aktor jest w stanie krytycznym. Lekarze nie mają najmniejszych podstaw, aby klęczącej przy szpitalnym łóżku żonie dawać choćby iskierkę nadziei. Doskonale zdają sobie sprawę, że to najprawdopodobniej ostatnie godziny jej męża. Wszak medycyna mówi jasno: z takiego stanu raczej się nie wychodzi.

I właśnie wtedy dzieje się coś, o czym po dziś dzień Radosław Pazura mówi na większości konferencji poświęconych jego nawróceniu. Jego żona prosi jedną z sióstr o klucz do niewielkiego szpitalnego pokoju. Chce teraz pobyć sama. Po głębokim szoku, po wołaniu do leżącego na łóżku nieprzytomnego męża, po rozpaczy, po litrach wylanych łez… Po tym wszystkim przychodzi czas na stoczenie Jakubowej walki.

Pani Dorota Pazura zamyka się w pokoju i rozpoczyna modlitwę. Będzie w niej chyba wszystko. Rozliczenie z przeszłością, z grzechami, z poczuciem beznadziei, monstrualnej rozpaczy. Sam Radosław Pazura powie później, że była to prawdopodobnie najbardziej szczera modlitwa, jaka tylko mogła wyjść w tej chwili z ust jego żony. Cała ta sytuacja związana z jego wypadkiem sprawiła, że znów przypomniała sobie o tym, że jest katoliczką. Że jest córką Boga. I że z tego tytułu posiada niezwykły arsenał środków walki o ukochanego męża. Wśród nich ten najważniejszy: modlitwę.

Spędzi na modlitwie dobre trzy godziny. Będą w niej tak obietnice, jak i swego rodzaju kłótnia z Bogiem. Rozmowa najszczersza z możliwych. Otwarta i na serio. Troszkę jak ta przywołana we wstępie z udziałem Jakuba.

On przecież również się bił. W Biblii czytamy o bitwie z Aniołem. „Gdy zaś wrócił i został sam jeden, ktoś zmagał się z nim aż do wschodu jutrzenki, a widząc, że nie może go pokonać, dotknął jego stawu biodrowego i wywichnął Jakubowi ten staw podczas zmagania się z nim. A wreszcie rzekł: Puść mnie, bo już wschodzi zorza! Jakub odpowiedział: Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz! Wtedy [tamten] go zapytał: Jakie masz imię? On zaś rzekł: Jakub. Powiedział: Odtąd nie będziesz się zwał Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi, i zwyciężyłeś” (Rdz 32, 25–29).

Dorota Pazura także walczyła. Także całą noc. Także prosiła o błogosławieństwo. I otrzymała.

Warto stanąć na rozmowie z Bogiem twarzą w twarz. Nieraz właśnie nocą. Bez makijażu. Bez maski. Bez chowania się za wyuczonymi frazesami. Z pokorą, ale i pełną ufnością. I świadomością, że dobry Ojciec naprawdę chce dla nas jak najlepiej. 

Gdy mówimy Mu, jaka jest nasza sytuacja. Bez koloryzowania. Z prostotą i szczerością serca. Bo przed kim je otwierać, jak nie przez Nim?

Dorotę Pazura zmusiła do tego tragiczna sytuacja. My nie musimy na nią czekać. Możemy to zrobić nawet teraz. Zaraz po skończeniu czytania tego tekstu. Mocno wierzę, że dobry Bóg tylko na to czeka. Aż wreszcie się przed Nim otworzymy. Prawdziwie. Jak Jakub nad potokiem Jabbok. Gdy nie odpuścił do końca. I został wysłuchany.