Siedmiu wspaniałych narodzonych dla Nieba

Pamiętasz chrzciny wszystkich swoich dzieci? Miejsce, czas, pogodę za oknem?

Tak. Pamiętam i miejsce, i czas, i pogodę za oknem. U Kingi był bardzo mroźny, ale piękny dzień. Chrzciny miały wówczas rodzinny, kameralny wymiar. Odbyły się zaraz po Mszy św. Tylko my, chrzestni i rodzina. Potem, za każdym kolejnym razem, przeżywanie tego sakramentu w pewien sposób ewaluowało w naszej rodzinie.

W jaki sposób?

Józef był przyjmowany do grona dzieci Bożych w dużej wspólnocie Kościoła. Miał typowo parafialny chrzest. Piękne było to, że choć nie znaliśmy ludzi obok, dzieliliśmy z nimi te zaszczytne chwile. Małgosia miała wspólnotowy chrzest. Należeliśmy wówczas do Wspólnoty Słowa Sykomora. Chrzest Małgosi odbył się w wyjątkowym miejscu – w Bazylice św. Jadwigi w Trzebnicy, w Kaplicy św. Jana Chrzciciela, która specjalnie została otwarta na ten moment. Otoczeni byliśmy bliskimi nam ludźmi. Anielkę chrzciliśmy razem z dziećmi naszych przyjaciół. To też było wyjątkowe. Później była Jadzia i, choć już mieszkaliśmy we Wrocławiu, to ochrzciliśmy ją w miejscu, które było na pewnym etapie życia dla nas szczególnie ważne – przy grobie św. Jadwigi Śląskiej. Klarę i Władzia powierzyliśmy Panu Bogu już tutaj, w domu, w którym mieszkamy we Wrocławiu, we wspólnocie Duży Dom, gdzie żyjemy wśród bliskich nam ludzi.

Zatem chrzest każdego z Waszych dzieci wpisywał się w dany moment, w którym wówczas znajdowała się Wasza rodzina – miejsce zamieszkania, ludzie, wspólnoty...

Dokładnie. Jednak muszę przyznać, że choć za każdym razem mieliśmy inną pogodę za oknem, często innych ludzi wokół, to zawsze towarzyszył nam klimat prawdziwego święta i ważnego wydarzenia. Ponadto staraliśmy się także włączać w jego organizację i zapraszać do tego naszych przyjaciół, choćby do czynnego uczestnictwa w liturgii. 

Czy za każdym z imion dzieci stoi jakiś konkretny święty, czy też ten kontekst wyboru imienia bywał bardziej prozaiczny?

Każde z imion naszych dzieci ma swoją historię. I choć nie zawsze jej początek dawali święci, to ostatecznie właśnie oni czuwają nad nimi. Imiona były zawsze przemyślane, przemodlone, a czasem mam wrażenie, że to sami Święci wybierali sobie nasze dzieci.

Na przykład?

Tak było przy Józku. Mieliśmy wiele różnych typów. Jednak kiedy urodził się mały chłopiec z dużymi dłońmi, pomyśleliśmy, że Józef – patron pracowników będzie świetnym opiekunem dla naszego syna. Jadwiga jest po prostu od Jadwigi Śląskiej z Trzebnicy. Anielka, bo bardzo chcieliśmy ją oddać pod opiekę Aniołów Stróżów. Chociaż jest i bł. Aniela Salawa. Jej też zawierzamy córkę. Zawsze chciałam mieć Klarę, ale mąż nie był przekonany do tego imienia. Jednak gdy byłam w ciąży z Klarcią, czytał dzieciom „Dziadka do orzechów” i... sam zaproponował to imię. Jeżeli chodzi o Władka, to znaliśmy trzech, którzy są naprawdę dobrymi i wyjątkowymi ludźmi. Chcieliśmy więc, by i nasz Władzio dawał dobro i miłość innym. Poza tym poczytaliśmy o Władysławie z Gielniowia - to też był wielki człowiek, wielki kaznodzieja. Kinga – to imię nam się po prostu podobało i nasza córka ma naprawdę mocną patronkę. Któż nie zna świętej Kingi? Małgosia na tym tle brzmi może najbardziej zabawnie, bowiem miałam kiedyś lalkę Małgorzatę i marzyłam o takiej córeczce, ale i nasza Małgosia ma piękną patronkę Małgorzatę Alacoque znaną przede wszystkim z propagowania nabożeństwa ku czci Najświętszego Serca Jezusowego, objawionego jej w widzeniach.

Czy dzieci na jakimś etapie włączają się w przygotowania do chrztu?

Oczywiście. Ostatnio już nawet czytały czytania na Mszy św. Poza tym faktycznie biorą udział w rozmowach poprzedzających wydarzenie, również w emocjonujących debatach na temat imion. A trzeba pamiętać, że zdania w takiej dużej rodzinie są podzielone. Na szczęście niektóre pomysły nie przechodzą jak choćby Grizelda proponowana ostatnio przez Małgosię. Poza tym, dzięki tym rozmowom, nasze dzieci już teraz myślą o swoich imionach, które przybiorą podczas sakramentu Bierzmowania.

Czym w ogóle dla Waszej rodziny jest ten sakrament? Chrzcicie swoje dzieci, ponieważ.

To dla nas nadanie godności dziecka Bożego. Razem z mężem uważamy, że Pan Bóg powierza nam dzieci – może nie brzmi to zbyt fortunnie, ale daje nam je w depozyt.  My, obdarzeni wolną wolą, chcemy je w pewien sposób Jemu oddać. Ponadto sami jesteśmy chrześcijanami i wierzymy, że ccząc nasze dzieci, nadajemy im w pewien sposób tożsamość, obieramy dla nich kierunek duchowego rozwoju. Można wręcz powiedzieć, że dając im obietnicę Nieba, nadajemy sens życia naszym dzieciom. Chrzest jest dla nas zatem wydarzeniem, podczas którego namacalnie oddajemy w Boże ręce nasze dzieci.

Jakim kluczem kierowaliście się przy wyborze chrzestnych? Częste są przecież sytuacje, że kogoś wypada wziąć na matkę/ojca chrzestnego albo i nie wypada.

My kierowaliśmy się za każdym razem tym, by byli to dobrzy ludzie, którzy mają bliską relację z Panem Bogiem. Największą wartością jest bowiem dla nas nie prezent na Dzień Dziecka, ale ofiarowana modlitwa. Przecież zdarza się, że tych chrzestnych nie widzimy przez rok, różne są sytuacje, ale i tak jesteśmy pewni, że oni mają w duchowej opiece nasze dzieci. Mamy tego konkretny wyraz w naszym życiu.

To znaczy?

Chociażby ostatnia sytuacja z Kingą, która poważnie złamała rękę. W sposób szczególny prosiliśmy o modlitwę jej rodziców chrzestnych i... córka uniknęła operacji.

Znane są coroczne spotkanie Bożonarodzeniowe w Waszym domu, kiedy na wspólne kolędowanie zjeżdżają się wszyscy chrzestni Waszych dzieci wraz ze swoimi rodzinami. Nie ukrywam, że wraz z mężem mamy zaszczyt być w tym szczególnym gronie. Opowiedz o samym pomyśle.

W okolicy Niedzieli Chrztu Pańskiego zapraszamy do kaplicy, która znajduje się w budynku naszego domu, wszystkich chrzestnych naszych dzieci. Oczywiście wraz z rodzinami, więc jest nas naprawdę sporo. Zwyczajnie. Śpiewamy kolędy, potem wspólnie spotykamy się przy stole. Jesteśmy ze sobą, rozmawiamy. Wzmacniamy więzi. Nasze dzieci w jakiś szczególny sposób czekają na ten dzień.

Chciałabym jednak na moment wrócić do pytania o wybór chrzestnych.

Proszę. 

Chciałabym opowiedzieć o tym, jak zmienia się nasze myślenie w tej sprawie. Od Jadzi zaczęliśmy bowiem prosić na rodziców chrzestnych małżeństwa. Wraz z mężem uważamy bowiem, że w dzisiejszym świecie jest to piękne świadectwo tego, co trwałe i piękne.

Sami jako małżeństwo też jesteście rodzicami chrzestnymi?

Tak, w dwóch rodzinach. To dla nas wielki zaszczyt, ale i wielki obowiązek. Staramy się pamiętać o naszych chrześniakach i spędzać z nimi trochę czasu – odwiedzamy ich, ale i zapraszamy do nas. Zamawiamy Msze św. w ich intencjach i chcemy tak rozwijać te relacje, by kiedyś, kiedy może na jakąś chwilę będą zbuntowani wobec własnych rodziców, to u nas znaleźliby duchowe oparcie.

Pamiętasz daty chrztu wszystkich swoich dzieci?

Swoich dzieci i naszych chrześniaków. Wymienić?

Nie, nie trzeba, ale czy w jakiś specjalny sposób świętujecie w te dni?

Tak. Te narodziny dla Nieba zawsze są zaznaczone u nas poprzez jakieś wspólne wyjście, lody, spacer, czy też spotkanie przy stole, a na koniec jest wspólna modlitwa.