Słaby…, bo z ludzi brany

Poniedziałek, II Tydzień Zwykły, rok I, Hbr 5,1-10

I ze względu na nią powinien jak za lud, tak i za samego siebie składać ofiary za grzechy. I nikt sam sobie nie bierze tej godności, lecz tylko ten, kto jest powołany przez Boga jak Aaron. Podobnie i Chrystus nie sam siebie okrył sławą przez to, iż stał się arcykapłanem, ale /uczynił to/ Ten, który powiedział do Niego: Ty jesteś moim Synem, jam Cię dziś zrodził, jak i w innym /miejscu/: Tyś jest kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka. Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają, nazwany przez Boga kapłanem na wzór Melchizedeka.

    Bardzo lubię ten fragment Listu do Hebrajczyków. Zawsze bowiem, ilekroć przytłacza mnie świadomość moich grzechów i rozdźwięk między tym, jak jest, a jak powinno być w moim życiu księdza i zakonnika, wtedy to słowo uczy mnie cierpliwości w pracy nad sobą.

     Z ludzi bowiem jesteśmy wzięci... i nie szukam w tym komentarzu usprawiedliwienia dla siebie, czy moich współbraci w kapłaństwie i życiu zakonnym, ale chcę prosić Was o tę cierpliwość względem nas, słabych, gdyż z ludzi branych...