W każdym położeniu dziękujcie

Elena Isachenko urodziła się w 1981 roku. Nie znała Boga przez dwadzieścia dwa lata swojego życia. Mimo, że w Rosji już na początku lat 90. odradzał się Kościół katolicki, nigdy nie spotkała żadnego księdza ani siostry zakonnej, ani nawet praktykującego świeckiego. Polakowi trudno to sobie wyobrazić, ale na Syberii, po Rewolucji Październikowej i czasach ZSRR, to sytuacja zwyczajna. Dziadkowie Eleny nie przekazali swojej wiary jej rodzicom, bo bali się prześladowań religijnych. Nie nauczyli „chodzić do kościoła” swoich dzieci, bo prawie wszystkie świątynie zlikwidowano.

„Bardzo trudno jest ożywić to, co próbowano zniszczyć z taką gorliwością. I można tylko podziwiać odwagę wierzących, którzy przez siedemdziesiąt lat potajemnie gromadzili się w domach i mieszkaniach na modlitwę. Pani Tamara, jedna z parafianek z Krasnojarska, przez kilkadziesiąt lat przychodziła pod budynek dawnego kościoła parafialnego (gdzie w czasach komuny mieściły się biura) i modliła się o powrót kapłanów i odrodzenie parafii. To właśnie ona po otwarciu granic pisała listy do różnych krajów z prośbą o wysłanie kapłanów do Krasnojarska”. Te modlitwy zostały wysłuchane.

W 1992 r. na Syberię przyjechały siostry boromeuszki z Trzebnicy. Trafiły jakby na religijną pustynię. Musiały zadbać praktycznie o wszystko. Przywoziły ze sobą z Polski składane ołtarze, krzyże, świece, ornaty, stacje drogi krzyżowej, figury świętych... Przez 26 lat, poza pracą socjalną i opieką pielęgniarską, katechizują i przygotowują do sakramentów – tak dzieci, jak i dorosłych.

Lena chrzest przyjęła jako 22-latka. W tym samym dniu rozpoczęła swój pierwszy etap formacji zakonnej. Dziś jest boromeuszką. Rozpoczynając zakonny nowicjat przyjęła imię Wiera, co z rosyjskiego znaczy „wiara”. Jak tłumaczy, to w dowód wdzięczności Bogu, który dał się jej odnaleźć, bo łaska wiary, którą otrzymała, jest darem niezasłużonym. 

Na samym początku swego nawrócenia, w czasie katechumenatu i przygotowania do chrztu chciała często odwiedzać kościół i się modlić. W Krasnojarsku takiej możliwości nie miała. Kościół parafialny do tej pory nie jest oddany wiernym – cały czas o niego walczą. Kościół jest im udostępniany „na godziny” – od poniedziałku do soboty mogą z niego korzystać przez dwie godziny (od 16.00 do 18.00), a w niedzielę trochę dłużej (od 9.00 do 14.00). Zdarza się, że i ten krótki czas jest ograniczany, bo trwają w nim próby lub koncerty. W budynku kościoła parafialnego w Krasnojarsku mieści się… sala organowa.

Elena rzadko mogła odwiedzać kościół przed 18.00, podobnie jak większość mieszkańców Krasnojarska, którzy do tej godziny są w pracy. Przyjeżdżała po 18.00, stała obok kościoła i tak się modliła.

„Tutaj w Polsce zawsze się cieszę, kiedy widzę otwarte kościoły, do których można wejść w każdej chwili. To jest wielkie szczęście, którego nie ma większość katolików w moim kraju” – mówi dziś s. Wiera, która przyjechała na swój urlop do Polski.

Wzruszyła mnie tą opowieścią i zawstydziła równocześnie. Zdarza się, że odwiedzam jeden czy drugi kościół w moim rodzinnym mieście kilka razy w tygodniu (a w dużych miastach świątyń jest przecież proporcjonalnie więcej). Nigdy do tej pory chyba nie przyszło mi na myśl, żeby być wdzięcznym za fakt możliwości modlitwy czy przeżywania Eucharystii właśnie w Kościele. Ale taka jest natura człowieka, że szybko przyzwyczaja się do tego, co ma i zapomina, jak bardzo jest obdarowany.

Św. Paweł radzi Tesaloniczanom: „W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was” (1 Tes 5, 18). Szybki test na to czy jestem wdzięczny? Odpowiedz na pytanie, z czym byś się dziś obudził, za co wczoraj podziękowałeś. Oby nikt z nas nie obudził się z niczym…