Warto uczyć się od własnych dzieci

Uwielbiam rozmowy z moimi dziećmi. Zawsze mnie w nich coś zaskoczy, rozśmieszy, rozczuli, a przede wszystkim nauczy. To, co mnie szczególnie ujmuje w tych rozmowach, to pewna ich dojrzałość. Może nie w takim dorosłym rozumieniu, ponieważ do tego pewnie brakuje im wielu jeszcze doświadczeń. Niemniej sprawy, które ich dotyczą, traktują niezwykle poważnie i tego też od nas oczekują, że będziemy z nimi na dany temat poważnie rozmawiać, wysłuchamy ich. Szczególnie nasz syn ma trochę naturę filozofa i wszystko lubi starannie analizować, rozkładać na czynniki pierwsze. To niezwykłe doświadczenie – obserwować, jak dzieci same dochodzą do pewnych wniosków, nie idąc na skróty, nie pozwalając sobie na wymówki albo nie zgadzając się na nasze wyjaśnienia czasami wymyślone na poczekaniu.

Jednym z takich „poważnych” tematów dla moich dzieci jest temat niedawnego Halloween. Nie ukrywam, że nie jesteśmy fanami tego święta. Przede wszystkim z racji naszych wyznawanych wartości, wychowania w katolickiej rodzinie czy po prostu nieodpowiadającej nam estetyki tego święta, która naszym zdaniem nie wnosi niczego wartościowego do życia. Nie widzę niczego złego w zabawie, w przebieraniu się, zbieraniu cukierków, tylko nie rozumiem, dlaczego tak bardzo to, co piękne, dobre, szlachetne, jest dziś uznawane za staroświeckie, nudne, zwyczajne. Lubimy dziś szokować, upiększać brzydotę, tłumaczyć i odkłamywać nieprawdę. W takim świecie pojawia się pewien rozdźwięk, w którym nasze dzieci bardzo się gubią. Dlatego nie celebrujemy tego święta, ale staramy się skupić na naszych tradycjach – czy to obyczajowych, czy kościelnych. I też cieszę się, że nie musieliśmy zbytnio natrudzić się, by wyjaśnić naszym dzieciom, że chcemy cieszyć się życiem, miłością i nadzieją aniżeli strachem czy nicością. A nasze dzieci wcale nie są inne od innych, też się interesują rzeczami, które są popularne, ciekawe czy właśnie szokujące. Również wciąga je popkultura, podobnie jak i nas, dorosłych. Ale ta wspomniana przeze mnie dziecięca dociekliwość czy „dojrzałość” pozwoliła im samym na dojście do wniosków, że lepiej cieszyć się niebem niż żyć w strachu.

Z roku na rok staramy się zachęcać dzieci do pewnych aktywności związanych ze świętami Wszystkich Świętych czy Zaduszkami i trochę też wnieść w te święta więcej nadziei niż tylko zadumy i smutku. By nie tylko przekazać im pewne tradycje, nauczyć poszanowania dla pamięci o naszych przodkach, ale by też widziały, że dążenie do świętości nie jest zarezerwowane dla wyjątkowych i nielicznych. Cieszę się z takich inicjatyw jak Bale Wszystkich Świętych, ze spotkań w gronie rodzinnym czy przyjaciół, na których poznajemy swoich patronów. To już się stała nasza rodzinna tradycja, że czytamy żywoty świętych i co ciekawe, dzieci same dopraszają się, by poznawać coraz to nowe postacie, ich atrybuty i dokonania. W tym roku dzieci same zorganizowały wigilię Wszystkich Świętych w naszym domu, przygotowały rysunki, poczęstunek, obejrzeliśmy film o arce Noego i wszystko utrzymane było w bardzo radosnej atmosferze. Powiem szczerze, że taka forma świętowania tych listopadowych dni bardziej mi odpowiada niż tylko nawiedzenie cmentarzy czy mocno nostalgiczny nastrój. Nigdy wcześniej nie czułam, by te święta były tak bardzo rodzinne, bliskie. A tego wszystkiego nauczyły mnie właśnie moje dzieci.

One w ogóle uczą nas innego podejścia do życia. Albo inaczej – pozwalają nam wrócić niekiedy na właściwy tor, z którego z biegiem lat po prostu zeszliśmy. Nie tyle uczą nas wnikliwości, ile pozwalają nam na dziecięcą radość, na uważność w codzienności, cieszenie się z małych rzeczy, zachwycanie się drobiazgami, mało wyszukanymi rzeczami, docenianie drobnych gestów, niezamartwianie się tym, co się dzieje i co nas czeka w przyszłości. Nie ukrywam, nie przychodzi nam z łatwością wejście w ich świat i spojrzenie na siebie jak na dziecko, które również potrzebuje radości, wypoczynku, odprężenia, rozmowy na poważne i niepoważne tematy. Jedno jest pewne – dzięki dzieciom bardzo przewartościował nam się nasz stosunek do wielu rzeczy, potrafimy więcej odpuszczać czy doceniać. Możemy spoglądać na nasze życie z większą pokorą i dbałością, nie zadowalać się tylko bylejakością. Ta ich dziecięca mądrość i ciekawość świata dodaje nowej wartości naszemu rodzinnemu światu. Warto słuchać swoich dzieci, rozmawiać z nimi i odkrywać w sobie schowane gdzieś pokłady dobra.