Załatwił sprawę po męsku…

 

Możemy mówić o tak zwanej „nocy ciemnej”, gdy Bóg jak gdyby ukrywa się przed nami i zaprasza do tym intesywniejszych poszukiwań, im trudniej Go znaleźć. A czasami przyczyną owej utraty bezpośrednich (i dobrych!) relacji ze Stwórcą jest nasza grzeszność. Może być też tak, że Boga przesłaniają nam inne zajęcia – praca, rodzina, miłość do kobiety. To nie jest nawet niemoralna, grzeszna aktywność, po prostu powoli sami tracimy Go z oczu, tak powoli, że mamy poczucie, że to Bóg sam nas opuścił.

Czytając historię Kaina od razu widzimy, że jego depresja – tak wspaniale opisana w księdze Rodzaju – nie była skutkiem owej „nocy ciemnej”. Być może przyczyną jego chmurnej twarzy i grzechu było owo zabieganie i przeciążenie pracą, jakie wszystkim ludziom towarzyszy „od zawsze”. Od zawsze, czyli od grzechu pierworodnego.

Jak było, tak było, ale świat i życie nie spełniały oczekiwań ciężko pracującego rolnika. Bóg też go zawiódł, zamiast pogłaskać po główce i użalić nad ciężką dolą, po prostu wskazał przyczynę złego samopoczucia. „Przecież gdybyś postępował dobrze, miałbyś twarz pogodną; jeżeli zaś nie będziesz dobrze postępował, grzech leży u wrót i czyha na ciebie, a przecież ty masz nad nim panować.” (Gen. 4,7)

Depresja Kaina była jednak zbyt wielka, by umiał sensownie rozpoznać przyczyny swego smutku, a błędna diagnoza  była przyczyną tragedii. Kain postanowił bowiem rozwiązać sprawę „po męsku”. Ktoś musiał być winny jego sytuacji, Boga nie obwiniał (na razie), ale zobaczył kogoś, kto utrzymał niezłe relacje ze Stwórcą – rodzonego brata Abla. Zatem postanowił usunąć z drogi tego, kto miał się lepiej. 

Przyczyną grzechu Kaina nie było nic innego niż, charakterystyczne dla słabych mężczyzn, przerzucanie winy na innych. Taki mechanizm pozwala na znalezienie łatwych i szybkich rozwiązań. Skoro Abel jest winny, to usunięcie przyczyny zła zlikwiduje problem. W oczach Kaina  było to prawdziwie „męskie” załatwienie sprawy. Przecież nie mogło mu przyjść do głowy, że przyczyną zła jest ona sam. Tak samo,  jak nie mógł dopuścić do myśli, że jego smutek jest przyczyną własnej słabości. Zapewne to przeczuwał, dlatego też w akcie rozpaczliwej i barbarzyńskiej terapii duchowej postanowił morderstwem udowodnić, że jest prawdziwym mężczyzną, że nie jest mięczakiem…

Czasami demonstracja siły jest najlepszą oznaką słabości, a zwalczyć ją można jedynie poprzez stanięcie w prawdzie. Jednakże wielu twardzielom, Kainom naszych czasów, wydaje się to być szalenie niemęskie.